Wpis jest częścią serii Powiat na weekend gdzie sprawdzamy po kolei każdy wielkopolski powiat pod względem turystycznym. Więcej wpisów z tej serii znajdziesz TUTAJ.
Majówka to okres kiedy staram się unikać wyjazdów w najpopularniejsze miejsca. Masy ludzi, korki, skutecznie potrafią odebrać przyjemność turystyki. Właśnie dlatego niepozorny Kalisz wydał mi się świetną opcją na 30 kwietnia. Chociaż sezon turystyczny w mieście oficjalnie zaczyna się z początkiem maja to kaliscy gospodarze korzystając z przedłużonego weekendu wykorzystali dodatkowe 2 dni i zorganizowali wtedy przy okazji Festiwal Czekolady i Słodkości. Ale po kolei…
Przygotowanie
W zasadzie przygotowań robić nie trzeba poza upewnieniem się czy nie zmieniły się godziny otwarć poszczególnych obiektów. Dojazd z Poznania trochęzajmuje stąd warto wyjechać najpóźniej do 9:00. Trasa zajmie Wam ok. 1,5h w jedną stronę.
Najpierw okolice!
Pomimo dość dużej ilości gmin większość atrakcji skupiona jest w samym mieście Kalisz. Udało mi się jednak dodać do planu wycieczki kilka miejsc, by idealnie spięły się w czas jednodniowej wycieczki. Pominąłem za to hipodrom w Jarantowie – z informacji jakie znalazłem zawody z reguł odbywają się tam pod koniec lipca.
Dworek Marii Dąbrowskiej w Russowie
Napięty nieco grafik czasowy sprawiał za to, że nie zatrzymaliśmy się w Tłokini Kościelnej. Zadowoliliśmy się tylko spojrzeniem na całkiem ciekawie wyglądający zespół pałacowy, ale można tam rozważyć krótki przystanek.
Pierwszym punktem na naszej wycieczce jest oddział kaliskiego muzeum w gminie Żelazków, czynny od godziny 10. To posiadłość w której mieszkała tytułowa pisarka, a która ma cechy muzeum etnograficznego. Trochę mi to przypominało koncepcję Skansenu Soplicowo z powiatu kościańskiego (LINK). Niestety po dojeździe na miejsce okazało się, że ogród w zasadzie nie istnieje – prowadzone są poważne prace, które mają uświetnić tę placówkę. Do tego, na Facebook’owym profilu jest informacja, że w drugiej połowie maja obiekt będzie całkowicie nieczynny przez zmianę wystawy stałej (LINK). Czyli – na razie nie ma co dodawać do planu, ale kiedyś jeszcze zajrzę.
Opatówek – pierwsze wrażenie
Na wjeździe kilkutysięcznego miasta spotykamy setki aut. Okazało się, że akurat w niedzielę 30 kwietnia były Targi Ogrodnicze na które tłumnie przybyli zainteresowani. Na szczęście naszym celem jest Muzeum Historii i Przemysłu przed którym nie ma problemu z zaparkowaniem. Muzeum jest czynne od 11:00, a my jesteśmy nieco za wcześnie przez brak zwiedzania wcześniejszego dworku. Wybieramy się zatem po polecane na GoogleMaps lody kilka kroków dalej (LINK). Kolejka spora, aż do drzwi, nakazuje wierzyć, że lody są dobre. Obsługa idzie jednak nad wyraz sprawnie, lepiej niż w niejednym poznańskim punkcie. Szybko dostajemy wybraną porcję i udajemy się na ławki przy pobliskim stawie. Chociaż z racji wieku w niektórych ławkach brakuje jakiejś części to miejsce wydaje się być niezwykle przyjemne. Idealne, by przysiąść na chwilę.
Muzeum Historii i Przemysłu
Muzeum zostało otwarte i mogliśmy wkroczyć w jego zakamarki. Na wstępie klimat jest bardzo muzealny. Na tyle, że nie można płacić kartą… „Kolejne starodawne muzeum z małego miasta” – pomyślałem. Okazuje się jednak, że cały budynek muzeum to dawna fabryka. Na kilku kondygnacjach zwiedzimy 8 całkiem sporych wystaw. Fortepiany z Calisia na czele, przemysł włókienniczy, dziewiarski, duże maszyny w przyziemiu, drukarstwo, laboratorium, naprawdę sporo tego. Przewodnik jednak dość oszczędny w słowach, krótko wspomina o czym jest kolejna z sal przy wejściu i pozwala samodzielnie przyjrzeć się każdemu z eksponatów. Przyznajemy jednak, że bilet kupiliśmy na zwiedzanie, bez opcjonalnej usługi przewodnickiej. Na ostatnie sala dołącza do nas para nauczycieli, kupują kilka pamiątek, a przewodnik wdaje się w bardzo krótkie dyskusje.
Jak mogę podsumować Muzeum Historii i Przemysłu? Po pierwsze duże. Szacowany czas wizyty na 15min wydłużył się trzykrotnie. Zaskoczyła mnie historia o włókiennictwie, ale w sumie nieco ponad 100 kilometrów dalej mamy Łódź co nieco rozwiązuje pytania. Pewna duża maszyna w przyziemiu wywołała skojarzenie z Kopalnią Ignacy po niektórych detalach i całkiem fajny był pokaz działania w przedostatniej z sal (choć kolejność Waszego zwiedzania może być inna). Nie ma dużo tekstu, to na plus, ale trzeba przyznać, że to jeszcze muzeum starego typu. Ale zwrócę uwagę – o ile elementy interaktywne kosztują, o tyle dobrze opowiedziana krótka historia do każdej z sal może być stworzona bez większego problemu, a pomogłoby to w zapamiętaniu informacji. Osobiście podobały mi się też detale każdej z maszyn. Dla kogo jest to muzeum? Dzieciaki będą się nudzić po zwiedzaniu entej sali. Z drugiej strony warto im pokazać jak wyglądają maszyny z fabryk, by pokazać piękno detalu.
Po muzeum przeszliśmy się jeszcze do pobliskiego parku gdzie znajduje się 200-letni most żeliwny, ale szału nie zrobił. Sporo ludzi w tym parku wynikało ze szlaku na wspomniane wcześniej targi i tyle. Okolice stawu wydają się być ładniejsze.
Kalisz
Za cel obieramy Kalisz, ale nie jedziemy jeszcze do centrum, lepiej podjechać autem do dzielnicy zwanej Zawodzie.
Rezerwat Archeologiczny Ziemi Kaliskiej
„O, taki mały Biskupin” – pomyślałem gdy znalazłem to miejsce podczas przeglądu ciekawych miejsc w powiecie kaliskim. 100 metrów przed miejscem jest spory, darmowy parking po prawej stronie – warto z niego skorzystać, bo przy samym obiekcie znajdziemy dosłownie parę miejsc. Parking plus. Na drzwiach budynku zaskakuje nas kartka, że 1 i 3 maja miejsce jest nieczynne. Nie rozumiem tego podejścia. Majówkowy tydzień, wiosna ze słońcem na które wiele osób czekało, dzień wolny od pracy, idealny czas, by sprawdzić takie miejsce. No to najpierw sprawdź czy to miejsce jest czynne 😉
Bilety w cenie 10PLN/os. nie zwalają z nóg, ale warto zauważyć, że obiekt generalnie nie jest duży. To dosłownie brama wjazdowa z palisadą oraz mostek, kilka chat, fundamenty romańskiej kolegiaty i parę mniejszych atrakcji. Atrakcji nieco dodają pasące się kozy oraz osiołek. Do większości chat można wejść i zobaczyć jak „kiedyś to było” to w zasadzie tyle. 20 minut spokojnego spaceru po obiekcie sprawia, że widzieliśmy wszystko, w tym również ogrodzone pogorzelisko po chacie, która spłonęła pod koniec marca 2023 (prawie równo miesiąc przed wizytą). Mniej wytrawni turyści spędzą tam max 30min chyba, że usiądą pomiędzy pasącymi się zwierzakami – to zawsze jakaś forma relaksu.
Podsumowując – to bardzo urokliwe i kompaktowe miejsce. Zwłaszcza wiosną kiedy soczysta zielona trawa zachęca do pobytu. Nie znajdziemy jednak tutaj żadnej historii, a kartka A4 pełna encyklopedycznego tekstu, którą dostajemy po zakupie biletu nie motywuje do bliższego poznania. Niska cena to również plus, ale z drugiej strony brak pomysłu na wykorzystanie takiej atrakcji w majówkę to jednak każe się zastanawiać czy nie jest atrakcją z „przyzwyczajenia”.
Centrum Kalisza – na pewno wpadnę ponownie!
Kalisz to wcale nie jest takie małe miasto, bo ludzi tam jest blisko 100 tysięcy! Z miejscem dla auta będzie trudniej niż w Opatówku, ale powinniśmy coś znaleźć na parkingach przy Plantach, najlepiej szukanie zacząć od ulicy Parczewskiego (TUTAJ). Zostawiamy auto i lecimy sprawdzić pewne miejsce znane jako Muzeum Osiakowskich. To miejsce wydało mi się dość dziwne na zdjęciach w internecie, ale jak to zwykle w takich przypadkach stwierdziłem – trzeba samemu sprawdzić. Samo wejście jest ciekawe, ale na tym nasze zwiedzanie się skończyło. Dość krótkie godziny otwarcia w dni weekendowe (do 14 w sobotę i 13 w niedzielę) nie pozwoliły nam tam wejść. Cóż, kierujemy się na kaliski rynek, który nie raz zachwycił mnie na zdjęciach w internecie.
Rynek w Kaliszu – otwarcie 1 lipca 2023
Kiedy jednak weszliśmy w uliczkę prowadzącą na centralny plac miasta już wiedzieliśmy, że wziął przykład ze stolicy wielkopolski. Mianowicie – miasto robiło dość spory remont. Wtedy doczytałem, że planowany termin ukończenia to 30 czerwca 2023. Dwa miesiące do końca – jestem ciekaw czy zdążą patrząc na aktualny wygląd. 😉 Odchodząc jednak od remontu to rynek wraz z kawiarniami rzeczywiście może być ładny – coś na kształt tego co jest w Nowym Tomyślu czy Ostrowie Wielkopolskim.
Multimedialna Wieża Ratuszowa – must see Kalisza!
Pomimo remontu na szczęście można wejść do budynku ratusza. Po co? A dlatego, że jest tam informacja turystyczna oraz serce kaliskiej turystyki. Audioprzewodnik poprowadzi nas przez świetnie zaadoptowane piwnice gdzie opowie o historii miasta od dawnych, dawnych lat kiedy było cesarstwo rzymskie. Wejdziemy do bardzo tajemniczego pomieszczenia idealnego na wina, w końcu jesteśmy w podziemiach, prawda? To usłyszycie dlaczego odpowiedź jest inna 🙂 Poza tym – nie można nie docenić faktu, że miejsce jest idealne dla rodzin z dziećmi.
Po tym poszukamy windę, by wjechać nią na poziom trzeci gdzie natkniemy się na kolejne interaktywne panele i poznamy historię samego budynku ratusza. Będziemy następnie schodami piąć się w górę przechodząc przez świetne ekspozycje na których zobaczymy filmy o historii miasta. Całość wieńczymy wyjściem na taras widokowy gdzie spojrzymy w czterech kierunkach – na Łódź, Poznań, Wrocław i Toruń. Ci bardziej inżynierscy zatrzymają się jeszcze na pewno poziom niżej gdzie możemy zaobserwować mechanizm działania ratuszowego zegara – nie muszę mówić, że spędziłem tam parę minut? 😉 Jeszcze jedno – na sam dół warto zejść schodami, by rozejrzeć się po pierwszym i drugim piętrze, a zwłaszcza ścianom naprzeciw schodów. Mnie oczarowało drugie piętro, ale motyw z pierwszego też niczego sobie 😉
Podsumowując – Multimedialna Wieża Ratuszowa to punkt w Kaliszu, który musicie odwiedzić. Nieważne czy jesteście z dziećmi, czy bez na pewno ta wizyta będzie dla Was ciekawa.
Baszta Dorotka oraz Centrum Baśni i Legend
Po zwiedzaniu ratusza dostaliśmy kierunek na Basztę Dorotkę w której okolicy odbywał się wspomniany na początku Festiwal Czekolady i Słodkości. Sporo ludzi sprawiło, że górne piętro baszty było praktycznie niedostępne – w środku natomiast można było obejrzeć na ekranie i posłuchać o 4 legendach miejskich. Miejsce bardziej dla młodszych turystów, ale starsi bez problemu mogą wejść na podest, który tam prowadzi, by spojrzeć z dawnych murów miejskich. Poza takimi imprezami na pewno jest tam spokojniej choć do odwiedzin zachęca niedaleka Fontanna Noce i Dnie oraz Park Miejski, który jest atrakcją sam w sobie. Koniecznie przejdźmy się jego ścieżkami, by dotrzeć do Teatru położonego na drugim brzegu – to jedno z najczęściej fotografowanych miejsc Kalisza. Do auta warto za to wrócić Plantami. Przyznam, że lubię takie koncepcje, ładnie oddzielają one ścisłe centrum od pozostałej części miasta jednocześnie dając wytchnienie i obecność natury.
Jedzenie w Kaliszu
Wg GoogleMaps w Kaliszu znajdziemy sporo knajp w oceną ok. 4,5 w przystępnych cenach. Nie mając konkretnego polecenie wpadliśmy do ENJOY Bistro położonego w najbliższej okolicy Rynku. Tortilla i Burger jednak nie zachwyciły. Najedliśmy się, to fakt, ale ilość sosu BBQ trochę przytłoczyła te dania co sprawiło, że prawie wszystkie inne smaczki zaginęły zalane owym sosem. Także jest średnio – okej, ale nie jest to knajpa do której chcę wrócić, raczej dam szansę innej kiedy ponownie znajdę się w Kaliszu.
Warto nadmienić również miejsce zwane CalisiaOne, które położone jest parę minut marszem od Plant. To wg założenia miejsce gastronomiczne trochę podobne do łódzkiej manufaktury, ale oczywiście znacznie mniejsze. Dotrzemy tam następnym razem.
Podsumowanie
Powiat kaliski to głównie Kalisz z dosłownie paroma punktami w jego najbliższej okolicy. Trzebinia Kościelna, Russowo, Opatówej, Kalisz Zawodzie z muzeum archeologicznym i w końcu samo centrum Kalisza. To trochę za mało na weekend. Ale wypad na jeden dzień wpadł idealnie, wróciliśmy nieco po 18stej do Poznania bogatsi o kolejną wiedzę. Bez wątpienia jednak najlepszym punktem tego dnia był Multimedialny Ratusz. Warto obserwować jednak potencjalny rozwój Muzeum Historii i Przemysłu z Opatówka – sprzęt mają, brakuje tylko pomysłu na jego lepszą prezentację, trochę poza muzealnymi schematami.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.