Zachodnie krańce województwa wielkopolskiego to obszar reklamujący się przede wszystkim wikliną. Działa tam oddział Muzeum Szreniawa skupiony na wiklinie, ale czy rzeczywiście tylko to powinno być celem naszej podróży? Postanowiłem to sprawdzić w przedłużony weekend sierpniowy w 2022 roku. Czytajcie dalej, bo generalnie punktów jest sporo i część naprawdę jest wartych uwagi, ale niektóre zdecydowanie lepiej pominąć. Na końcu znajdziecie informacje o noclegu oraz miejsc z jedzeniem jakie mieliśmy okazję sprawdzić. Przyjemnej lektury!
Muzeum Gospodarki Mięsnej w Sielinku
Zaczynamy konkretnie – wizytą w Sielinku pod Opalenicą. Moim zdaniem można jeszcze rozważyć dojazd A2 z Poznania (koszt 8PLN), ale warto pamiętać o ryzyku – jeśli coś stanie się na autostradzie to będziemy stać i czekać zamiast korzystać z darmowych krajowych dróg. Właśnie w sobotni poranek wypadek ciężarówek zablokował autostradę przy węźle Buk więc nawigacja poprowadziła nas od razu darmowym objazdem.
Muzeum Gospodarki Mięsnej to oddział Szreniawy. Auto pozostawimy na parkingach na terenie obiektu – polecam ten na lewo po wjeździe za bramę. Filia Muzeum Rolnictwa położona na uboczu wszystkiego jest jedynym takim w Polsce oraz jednym z nielicznych na świecie. Bilety są w śmiesznych cenach (4PLN normalny / 2PLN ulgowy), a i tak w sobotę zwiedzamy za darmo. Budynek nie jest własnością muzeum, ostatnie inwestycje były lata temu, ale zdecydowanie warto tam wpaść. Już wyjaśniam dlaczego.
Temat mięsa jest aktualnie uznawany przez niektórych za nieco tabu. Idee wegetariańskie, wegańskie, brak dostępnej wiedzy w przyjemnej formie dla dzieci sprawia, że nieliczni wiedzą skąd tak naprawdę bierze się żywność. Jeszcze przed drzwiami muzeum wita nas serdecznie starszy pan, którego siwe włosy nakazują wierzyć, że muzeum jest jego życiem. Pan Przemysław mówi, że jestesmy pierwszymi gośćmi w sobotni dzień choć bliżej już 10tej (muzeum jest czynne w soboty od 9 do 15 oraz niektóre niedziele) oraz zadaje pytanie – „Czy jesteśmy z branży?”
– Skąd, zwykli turyści z nas, spędzamy weekend sierpniowy w Nowym Tomyślu i okolicach.
– Świetnie, to pozwolę sobie Was oprowadzić po muzeum, tylko idę po klucze.
I zabiera nas na spacer po sporej hali na której znajdziemy dziesiątki, a może bardziej setki przedmiotów, które przyczyniają się do faktu dlaczego mięso zajmuje tak ważny punkt w jadłospisie wielu ludzi. W czasach idei o wykluczenie mięsa z diety możemy odnieść wrażenie, że może rzeczywiście mięso to tylko aktualna fanaberia ludzi, ale nic bardziej mylnego. Gospodarka mięsna sięga tak naprawdę tysiące lat wstecz, a my tutaj poznajemy kilkaset lat historii na ziemiach polskich. Na szczęście nie kończymy jej w dzisiejszych supermarketach, ale przy stylowych ladach, które zdobiły jeszcze kilka dekad temu dobre sklepy mięsne. Zobaczymy tam wagi, które doskonale pamiętam będąc dzieckiem z lat 90tych. To już oczywiście finał historii jaką pokonuje mięso, by trafić do naszych rąk. Nie można jednak pominąć poprzedniej części podczas której Pan Przemysław opowiada o fachu treściwie, świetnie dostosowując przekaz do turystów, by zrozumieli poszczególne etapy procesu.
Spędziliśmy tam około godziny. Zajrzeliśmy do księgi gości i każdy, dosłownie każdy podkreśla jak wiele znaczy dla tego muzeum Pan Przemysław, który przede wszystkim jest fachowcem, ale również posiada charyzmę nauczyciela, którego każdy chciałby mieć. Czy jest to muzeum dla każdego? I tak, i nie. Z jednej strony warto, by dzieciaki wiedziały skąd się bierze mięso. Z drugiej – widok haków, noży, tasaków czy pewnych „trudnych” zdjęć może być trudny do przyswojenia przez dziecko, które niezwykle upraszcza sobie schematy. Natomiast na pewno można powiedzieć, że każdy świadomy turysta powinien to miejsce odwiedzić. Turystyka to nie tylko miejsca, ale poznawanie czegoś o czym się na co dzień nie pamięta, a czym na pewno jest gospodarka mięsna.
Opalenica – na moment, na lody, na krótki spacer
W samej Opalenicy nic wybitnie ciekawego nie ma, ale warto pozostawić auto na TYM parkingu przy Urzędzie Miasta i przespacerować się na miejski rynek, dosłownie parę minut spaceru w jedną stronę. Warto zwrócić uwagę na ładny ratusz, ale najciekawsza miniatrakcja jest na Rynku. Pod zegarem, prawie niewidoczny za zaparkowanymi samochodami jest pomnik upamiętający pojazd Lech – pierwszy motocykl skonstruowany w Polsce (1929). I to w sumie tyle z lokalnych atrakcji.
Kuślin – Quest, który mnie oszukał
Następnym punktem przejazdu był Kuślin. W niewielkiej wsi, przy bibliotece swój początem ma Quest „Spacerkiem wokół Kuślina„. Szacowany na 40 minut wydawał się świetnym punktem na aktywność po muzeum. Nie doczytałem nieco, przyznaję – okazało się, że 40 minut to czas podany na przejazd… rowerem. Zważając na to, że dwóch kółek nie zabraliśmy to spacer na rowerze nie doszedł do skutku.
Wąsowo – Instagram mówi wow vs. szerszy kontekst
Wąsowo wydaje się być dla wielkopolan magicznym miejscem. Zdjęcia na Instagramie Pałacu Wąsowo mieszają się ze ślubnymi z Folwarku Wąsowo. Wiejski styl, z pobliżu pałac – to z pewnością kraina miodem i mlekiem płynąca. Cel dla każdego, kto chce żyć jak na Instagramie pokazują. Chyba więc najlepszym punktem, by sprawdzić to miejsce (w którym wcześniej nie byłem) jest quest „Z Richardem von Hardtem po Folwarku Wąsowo„. Na szczęście jest pieszy, w zasadzie po dość ograniczonej przestrzeni więc udało się znaleźć skrzyneczkę ze skarbem bez problemu.
Ustawiamy nawigację na Folwark Wąsowo i wtedy uświadamiamy sobie, że Folwark i Pałac to dwie osobne nieruchomości. Leżą obok siebie, korzystają zapewne wzajemnie z własnej popularności, ale to cały czas jednak dwa osobne podmioty. Zwłaszcza jest to widoczne na zamkniętej bezpośredniej bramie pomiędzy obiektami oraz pod koniec questa.
Folwark Wąsowo
Przez questa najpierw zaparkowaliśmy w folwarku. To rzeczywiście dawny teren folwarku. Część budynków jest odrestaurowana w naprawdę świetnym stylu, ale warto wiedzieć, że nie wszystkie. Czy to wada? Moim zdaniem nie, nadaje to klimatu historii tego miejsca. Wprawdzie pozostałe budynki nie pojawiają się na przypudrowanych zdjęciach, które widzimy na Instagramie – pomaga w tym wielkość obiektu, bo od restauracji i pokoi na wjeździe do sali weselnej w stodole jest naprawdę spora odległość.
Pomimo sobotnich przygotowań do wesela udało nam się bez problemu przejść quest, a i zajrzeć do stodoły. Czy to ma potencjał turystyczny? Z jednej strony quest i restauracja sprawiają, że warto tam przyjechać. Z drugiej – ewidentny cel biznesowy może z czasem zmniejszyć dostępność miejsca.
Pałac Wąsowo
Historia sięga 150 lat wstecz, a gotyckie ostre kształty zawsze przyciągają uwagę. Pojawia się na Instagramie równie często co folwark jeśli nie częściej, ale warto przytoczyć tutaj kilka faktów. Od 1995 roku działa tutaj hotel. W 2011 roku wybuchł pożar, który strawił część budynku, ale odbudowano obiekt i pełni swoją rolę bez zmian. Z uwagi na swoje położenie, na lekkim wzniesieniu jest również często wybierany na miejsce wesel, ale jednak pełni cały czas funkcję hotelową. Parking dla turystów znajduje się za bramą i zagrodą koni po prawej stronie.
Możemy tutaj przejść się parkiem, ale czegoś mi zabrakło tutaj. Długi weekend sierpniowy, piękne tarasy na pewno zachęciłyby do kawy gdyby postawić tam stoliki. Tymczasem… masa aut przed budynkiem. Niby parking, ale wygląda to trochę dziko. Z tyłu pustka, spotykamy tylko dwóch panów stawiających coś najprawdopodobniej na wesele.
Podsumowując – niby Instagramowe zdjęcie zrobisz, ale czujesz, że albo przyjeżdżasz przenocować, albo zorganizować wydarzenie. Także mniej historii, więcej biznesu.
Pałac w Chraplewie – ładny, ale…
Kolejnym punktem naszej podróży był Pałac w Chraplewie, który znajduje się TUTAJ. Auto możecie zostawić na wjeździe do bramy zakładu naprzeciwko – w sobotę była ona zamknięta i nikomu to nie przeszkadzało. Przeszkadzają chyba za to turyści tacy jak my, bo tablice nie zachęcają do wejścia na teren przypałacowego parku – „Teren Szkoły”, Uwaga na spadające gałęzie” – niełatwo zrobić atrakcję z takimi szyldami. Nic jednak nie przeszkadza nam, by wejść na teren parku gdzie możemy podejść pod pałacowy budynek, która aktualnie służy edukacji. Można zrobić zdjęcie, ale to w zasadzie tyle. Czy warto osobiście tam podjeżdżać – moim zdaniem nie, na zdjęciach wychodzi to miejsce lepiej niż jest w rzeczywistości, a nie jest takim unikatem.
Pałac Brody – najważniejsze: którędy dojechać
Następnym punktem jaki sprawdziliśmy to Pałac Brody. Przede wszystkim musisz wiedzieć, którędy wejść na teren parku pałacowego, bo nawigacja będzie próbowała zmusić nas do przejazdu przez teren prywatny. Auto zostawiamy przy drodze na przeciwko pałacowej kaplicy TUTAJ. Stąd też mamy najlepszy dostęp do najlepszym rzeczy.
Przede wszystkim rzut oka na kaplicę. Nie jestem fanem turystyki sakralnej, ale trzeba przyznać, że ten budynek ma coś w sobie co przykuło moją uwagę. Następnie przez furtkę w murze wchodzimy na teren parku. Żadnych tabliczek zniechęcających do wstępu tutaj nie ma i możemy oglądać sobie budynek do woli. Wprawdzie szary kolor nie jest tym, który nasze oczy uwielbiają to jednak trzeba przyznać, że bryła budynku ładnie komponuje się z parkiem, a do tego zaraz obok jest drewniany kościół św. Andrzeja. Może to efekt otoczenia, ale generalnie rzadko kiedy zdarza się, że trzy takie obiekty są obok siebie w dobrym stanie.
Lwówek – Big Ben na (prawdopodobnie) zrewitalizowanym rynku w polskim stylu
Ostatnim punktem naszego dnia był Lwówek (nie mylić z Lwówkiem Śląskim). To mała mieścina, która niestety nie może poszczycić się żadnymi atrakcjami wartymi uznania. Nie ma muzeów, jest spory kościół stąd najciekawszym obiektem w tym miasteczku jest zegar na rynku. Czasem nazywany „polskim Big Benem” położony jest na placu gdzie praktycznie nie znajdziemy zieleni. Plac jest całkiem spory, ale nawet znajdująca się na nim kawiarnia nie sprawia, że rynek jest miejscem spotkań. Można go porównać do wyobrażenia poznańskiego Placu Wolności bez fontanny, którą doskonale kojarzymy, a jedynie z jakimś małym losowym obiektem na środku. Także potraktujcie poniższe zdjęcie zielonej lwóweckiej kamienicy raczej jako ewenement niż standard.
Wieża Widokowa Czarcia Góra – długi weekend to nie powód, by udostępniać
Wiecie doskonale, że wieże widokowe działają na mnie jak magnes. Właśnie dlatego w nawigację wrzuciłem Wieża widokowa Czarcia Góra. Najpierw pierwsza wątpliwość – na GoogleMaps pod tym hasłem kryją się dwa miejsca, ale zmysł podróżniczy i opinie skłaniają mnie do tej: https://goo.gl/maps/vcPiFQRTfvQmAHgu8. Trochę leśnych dróg zaliczymy samochodem, ale jeśli ostatnio nie padało to powinniśmy się nie zakopać. Po dojeździe na miejsce jest przestrzeń na pozostawienie 2-3 aut i dosłownie kawałek musimy przebyć spacerem. Najpierw na wprost, potem lekko w lewo kiedy dostrzeżmy wieżę na wzniesieniu.
Konstrukcja jest charakterytyczna. Pomimo faktu, że atrakcje tego powiatu opracowywałem wiele miesięcy wczesniej to kojarzyłem jej żółto-brązowy kolor ze zdjęć. Tak, przeczytałem, że warto skontaktować się z nadleśnictwem przed wizytą jeśli ktoś chce wejść. Ale hej, mówimy o długim weekendzie sierpniowym! Jak przekonać ludzi do turystyki leśnej skoro nawet w takie dni trzeba się umawiać? Moim zdaniem to akurat jest słabe.
Zbąszyń – alternatywa nad jezioro
Celujemy więc w Zbąszyń – na liście mam takie ogólniki jak rynek, park z bramą po twierdzy i jeśli czasowo się uda to przepłynięcie łódką. Auto najlepiej zostawić na sporym bezpłatnym parkingu TUTAJ.
Rynek w Zbąszyniu – Region Kozła
Najpierw kierujemy się na rynek. Niedziela i onajblizsze okolice kościoła sprawiają, że jestesmy na początku bacznie obserwowani przez wiernych zgromadzonych na mszy w kościele z dwoma wieżami, które widzieliśmy już z parkingu. Rynek jest kompaktowy. Stoją na nim dwa food trucki z goframi i lodami, ale warto zwrócić uwagę na postać trzymającą kozła – instrument muzyczny o którym nie wszyscy musieli słyszeć. Okoliczne mieściny firmują się właśnie pod hasłem „Region Kozła” i utrzymują, że nie tylko o muzykę chodzi. W tle widoczny jest również budynek zbąszyńskiego muzeum, ale niestety obchodzimy się smakiem – w niedzielę nieczynne.
Zabytkowa brama zamku
Wracamy w kierunku auta, bo zaraz obok jest jest przystań łodzi spacerowej którą możemy zwiedzić jezioro. Niestety kursuje bardzo rzadko i nie opłaca nam się czekać. Idziemy więc w kierunku parku, ale naszą uwagę przykuwa jasna wieżyczka, która umożliwia przejście przez spory nasyp. To właśnie jest ostatni i jedyny element zamku jaki pozostał do czasów współczesnych. Budynek istniał 300 lat temu, ale działa nadal. Przechodzimy przez nią w kierunku plażowej części Zbaszynia- zaraz za nią skręcamy w lewo, by wzdłuż kanału dość do molo, które zaczyna plażowy fragment.
Plażowy Zbąszyń
Idąc w kierunku jeziora możemy zobaczyć sporej wielkości kemping. Okazuje się, że jakoś kompletnie pomijany dla mieszkańców Poznania, rejon jeziora Błędno, odwiedza rocznie 25 tysięcy osób. Turystyka jednak jest rozproszona wzdłuż jego brzegów. Dla przykładu – Skorzęcin ma 6000 miejsc noclegów. Jestem pewien, że zbaszyńską normę wyrabia wielokrotnie. Może więc warto mieć w pamięci tę alternatywę w ciepłe dni za rok?
Molo zaliczone to warto przejść się promenadą. Niewiele osób jeszcze na plaży, ale sporo boisk do siatkówki plażowych chętnie wykorzystywanych przez aktywnych turystów. Trwają również przygotowania do jakiegoś wydarzenia – chyba będzie tutaj finisz jakiegoś biegu. Jezioro płytkie – widzimy oddalonych ludzi o kilkadziesiąt metrów dalej mających grunt pod nogami choć widzimy, że poziom jeziora spadł, brzeg cofnął się o kilka-kilkanaście metrów. Susza i problem z zatrzymaniem wód niestety jest faktem.
My za to korzystamy z obecności plażowego Grzybka, by chwilę odpocząć. Lody i lemionada dobrze zrobią choć menu jedzeniowe też mają zachecające. Głodu na razie nie czujemy, innym razem sprawdzimy i kierujemy sie do auta. Zbąszyń to naprawdę fajne miejsce.
Nowy Tomyśl – tutaj nudzić się nie będziemy
Nowy Tomyśl odwiedziłem lata temu, na początku przygody z blogiem (KLIK), ale cel był całkowicie inny. Tym razem zaparkowaliśmy na rynku i wpadliśmy jak do siebie. Tutaj warto zauważyć – w porównaniu do zabetonowanego lwóweckiego rynku – na tym nowotomyskim cały czas spotykali się mieszkańcy.
Quest Nowotomyski biznes na przełomie wieków
Link do Questa: LINK
Nie powtarzaliśmy go teraz, bo jego trasę przeszliśmy w 2018 roku, ale pamietam, że był on spójny i naprawdę dobrze przeprowadził nas przez ulice miasteczka, potwierdza to chociażby podlinkowany post choć trzeba zauważyć, że warsztat i styl postów znacząco uległ zmianie. Dlatego jeśli jeszcze nie miałeś okazji zwiedzić Nowego Tomyśla – quest to podstawa.
Park Feliksa
Niedaleko miejsca zakończenia questa dotrzemy do miejskiego parku gdzie wita nas postać latarnika i w ogóle sporo ludzi. Czasem mam wrażenie, że nawet w tzw. miastach średniej wielkości parki odwiedza mniej ludzi, a tutaj było ich naprawdę dużo. Tutaj na początek możemy wziąć lody sprzedawane ze stylowych ciężarówek. Spory herb miasta na kostce brukowej przypomina nam gdzie jesteśmy i mamy teraz trzy możliwości. Park miejski prosto, w prawo od razu Muzeum Wikliarstwa, a w prawo i na wprosto do ZOO. Omówmy sobie wszystko po kolei.
Park Miejski wydaje się być spory, ale spacer po nim to zaledwie chwila. Główna alejka jest ładnie przygotowana, a w dalszej części parku, po lewej stronie znajdziemy również plac zabaw na którym widzieliśmy sporo rodzin.
Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa
To kolejny z oddziałów Szreniawy. Pomimo darmowych sobót w innych filiach tutaj bilet trzeba zakupić (7PLN za normalny). Muzeum zajmuje zabytkowy dworek myśliwski, chatę olęderską oraz kawałek terenu zielonego plus ogrodzony teren na przeciwko bramy Muzeum.
W dworku na piętrze mieści się kasa gdzie kupimy bilety. Następnie w pozostałych pomieszczeniach będziemy mogli dowiedzieć się o wiklinie i chmielu. Problem polega na tym, że na piętrze tekstu mamy od groma niczym w encyklopedii, a na parterze mamy pokazane same narzędzia. Jako laik od wikliny i chmielu wyniosłem stamtąd znacznie mniej niż z wspomnianego na początku Muzeum Gospodarki Mięsnej podczas gdy temat wydaje się bardziej przystępny!
W chacie olęderskiej będzie mogli zobaczyć setki egzemplarzy do czego wiklina była wykorzystywana. Dziesiątki koszyków, ale sporo mebli, ozdób jak i bardziej oryginalnych przedmiotów. Robi wrażenie, ale chyba lepiej byłoby zaaranżować np. mieszkanie w tym stylu zamiast po prostu pokazu przedmiotów.
Na terenie zielonym przy obiektach spotkamy większe obiekty wykonane z wikliny, a najbardziej Instagramowy jest Trabant. Po wyjściu za bramę, mamy naprzeciwko jeszcze obiekt gdzie spotkamy wiklinowe zwierzęta w tym Kozioła Matołka.
Ale… wydaje mi się, że to muzeum jest trochę na zasadzie „Jesteśmy w dobrym miejscu, ludzie przyjdą pooglądać tak czy siak”. Brakuje mi przede wszystkim uproszczenia informacji, bo po encyklopedyczne definicje nie trzeba jechać do muzeum. Brakuje pomysłu praktycznego wykorzystania wiklinowych przedmiotów. Teren zielony przy dworku i chacie jest w porządku, ale ten oddzielony – trochę na zasadzie „Nie było już tam miejsca więc przestawimy osobno gdzie jednocześnie mamy masę gratów przydających się podczas jakichś wydarzeń.”.
ZOO w Nowym Tomyślu
Niewiele dalej za Muzeum Wikliniarstwa jest za to wejście do muzeum. Zautomatyzowany zakup biletów i już za parę złotych można poznawać zwierzaki na jego terenie. A trochę ich jest i to nie małych więc moim zdaniem warto. Cena biletu podobnie jak do Muzeum, a czas spędzony w ZOO wydał mi się lepiej wykorzystany.
Trekking – Trasa Mokrzyzny
Tereny zielone w okolicy Nowego Tomyśla zachęcają to leśnych spacerów. Z mojej strony zdecydowanie polecam trasę Mokrzyzny, która powinna Wam zająć niecałą godzinę. Jest bardzo czytelnie oznaczona, a do tego zawiera dodatkowe atrakcje, które sprawiają, że spacer po leśnych ścieżkach to również praca innych części ciała niż nogi.
Jej start (a zarazem parking na kilka aut) znajdziecie TUTAJ. Tam również zobaczycie tablicę informacyjną, która zapozna Was ze ścieżką.
Nocleg
Niezwykle trudno było coś znaleźć przyznam szczerze, wiele miejsc było zajętych, bo dość późno wpadłem na pomysł spędzenia całego przedłużonego weekendu w okolicach. W końcu udało się namierzyć Alfredówka, gdzie Pani Alfreda miała miejsce w pokoju dwuosobowym w cenie 75PLN/os. Pokoje gościenne znajdują się na piętrze, a dostępny aneks na poddaszu (prowadzą do niego wąskie, kręcone schody). Widać, że obiekt jest w miarę nowy, wszystko czyste, a meble nie mają kilku dekad na karku jak to w niektóych agroturystykach bywa. Na plus również dostęp do ogrodu – jest miejsce dla dzieci, jest miejsce do zrobienia ogniska, są hamaki na drzewach w ogrodzie.
Uroku dodaje fakt, że dom jest jednym z ostatnich na drodze (dojazd koniecznie od strony Przyłęku czy wigwamu – jeśli będzie Wam kazało skręcić przy BP to GoogleMaps Was niestety nie doprowadzi poprawnie). To sprawia, że w nocy jest ciemno jak na wieś przystało. Dodatkowy plus – Pani Alfreda ma cztery przyjacielskie psiaki, które biegają po ogrodzie, ale nie są natarczywe – z reguły odpoczywają. Jedynym mankamanetem są głosy innych domowników/gości – dość dobrze słyszalne w pokojach.
Jedzenie
Mieliśmy okazję jeść w dwóch miejscach. Poniżej znajdziecie opinie o nich.
Pizzera FILMOWA w Lwówku
Jedna z nielicznych opcji na jedzenie w Lwówku. Nazwy pizz zaczerpnęli z tytułów filmów zatem jest zabawnie przy niektórych pozycjach. Z zewnątrz całkowicie nie zachęca, w środku jednak ma swój klimat, a do tego na zewnątrz są jeszcze dwa stoliki przy których można zjeść. Pizza w polskim stylu, ale nieprzeładowana i naprawdę dobra. Warto spróbować.
Chmiel i Wiklina w Nowym Tomyślu
Niedzielny wybór w którym zastaliśmy naprawdę sporo ludzi w porze obiadowej. Menu w stylu raczej klasycznych dań, ale osobiście poszedłem w „Orientalne polędwiczki”. Coś z orientalizmu miały, ale generalnie więcej warzyw niż kurczaka (chociaż ryżu akurat było sporo). Podsumowując – szału nie zrobiło, ale nie zaszkodziło. Knajpa na zasadzie „wyglądamy nowocześnie, menu mamy nowoczesne, ale chyba trochę boimy się używać przypraw”. Z drugiej strony – rozumiem jednak, że musi to smakować większości, a mniejsze miasteczka = mniejsza różnorodność. Także określmy to jako „wybór bezpieczny”.
Podsumowanie
Długo zbierałem się do wizyty w Nowym Tomyślu. Zawsze coś było korzystniejsze. Jak oceniam trzy dni spędzone w tamtejszych okolicach?
Na plus zdecydowanie Muzeum Gospodarki Mięsnej, Zbąszyń i Nowy Tomyśl. To takie must-see tamtejszego regionu. Warto również zajrzeć do Wąsowa, by wyrobić sobie własne zdanie o tym miejscu, a przy okazji spędzić czas przy queście. Największym zaskoczeniem było dość słabe Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa. Całość jednak naprawdę świetnie nadaje się na pomysł na weekend. Agoturystyk trochę tam jest choć najlepiej szukać na GoogleMaps po frazie „noclegi”. Raczej nie garną się do reklam.