Piąty dzień wycieczki „Holandia 2023 – 7 dni w krainie mitycznych wiatraków, serów i kanałów„.
Z hotelu zwinęliśmy się koło 9tej. Dojazd do pierwszej atrakcji tego dnia powinien zająć około 30 minut przy czym godzin otwarcia to miejsce… powiedzmy nie ma. Ewentualnie informacja jest czynna od 9, ale nie jest nikomu potrzebna 😉
Zaanse Schans – skansen, który musicie odwiedzić!
Na miejscu czeka na nas parking (GoogleMaps). Płatny, niemało, bo 13€, ale to jedyna opłata jaką tutaj pokryjemy. Okazuje się, że ta jedna z najpopularniejszych atrakcji Holandii, skansen wiatraków i domów jest w zasadzie darmowa. Płatne są ewentualne wejścia na niektóre wystawy, ale bez wydawania dodatkowych pieniędzy, zobaczycie aż nadto. Dojazd przed 10tą sprawił, że ludzi jeszcze było w normie, ale Azjaci już też byli. Tyle, że w akceptowalnej ilości.
Co zobaczymy na miejscu? Tak jak dnia drugiego, w Kinderdijk (LINK), wiatraki nie zrobiły na mnie przesadnego wrażenia, tak tutaj w połączeniu z kolorowymi domami po drugiej stronie wody wyglądały idealnie. Dorzućmy do tego wioskę przez którą przechodzimy idąc z parkingu w której spotkamy kozy w ogrodach domostw, ale też informację, by zachować poszanowanie dla… prywatności. Bo tam normalnie mieszkają dzisiejsi ludzie, nie są to domostwa przekazane na rzecz muzeum!
Poza tym zajrzyjmy koniecznie do darmowej wystawy poświęconej jednemu z dwóch głównych producentów holenderskich serów, a przynajmniej tych, których sklepy są najbardziej widoczne dla turysty. Zwłaszcza, że jak w wielu tego typu atrakcjach – muzeum kończy się wyjściem przez sklep. Czy te turystyczne marki są najlepsze – nie zabieram głosu. Na początku sklepy w Amsterdamie kusiły nas tymi Instagromowo wyglądającymi serami i zapewnieniami, że przetrwa to w samochodzie parę dni pakowane próżniowo, ale ostatnie dni planowaliśmy w okolicy Groningen, bardziej rolniczej części Holandii więc stwierdziliśmy, że skorzystamy z tamtej oferty i było warto, a szczegóły znajdziecie we wpisie dnia ostatniego (LINK)!
Wracając do skansenu – do wielu wiatraków możemy zajrzeć za dodatkową opłatą, ale sam ich widok robi ogromne wrażenie. Niestety także tutaj, podobnie jak w Kinderdijk idziemy wzdłuż ścieżki więc pętelki nie zrobimy, trzeba w pewnym momencie po prostu zawrócić. Jakkolwiek moim zdaniem zdecydowanie warto. Całość koncepcji czyli kolorowe wiatraki, wioska, kolorowe domy za rzeką spinają się idealnie i bardzo holendersko.
Amersfoort – wpadliśmy na śniadanie do małego miasteczka…
Jak wspomniałem w jednym z poprzednich postów śniadania w hotelu nie braliśmy więc coś by trzeba było w końcu zjeść. Zwłaszcza, że w okolicy wcześniejszego skansenu za bardzo nie było gdzie. Wybór padł na miasteczko Amersfoort, które było prawie przy drodze jaką jechaliśmy w kierunku Aarnhem. Zdjęcia tego miasteczka wyglądały zachęcająco, jakieś śniadanie znajdziemy, a jak nie to awaryjnie jest to co znaliśmy z Eindhoven czyli Bagels & Beans.
Auto pozostawiliśmy w miejskiej strefie parkowania. Klasycznie wpisaliśmy w parkomacie rejestrację Golfa, 4,50€ za 1,5h parkowania nas nie zabije. Jak zwykle obyło się bez wydruku, ekologicznie.
Z turystycznych ciekawostek w miasteczku mamy Koppelpoort (GoogleMaps), całkiem ładną bramę wodno-lądową, która niegdyś broniła dostępu do miasta. Dodajmy do tego potencjalnie wieżę kościoła z której możemy spojrzeć na miasto jeśli będzie taka możliwość (GoogleMaps). I praktycznie tyle. To idealne miasteczko na krótki spacer, najlepiej wykorzystać do tego ulicę Langesraat, która prowadzi przez centrum od bram miasta.
Śniadanie – poszliśmy na pewniaka, a wyszło…
My ostatecznie wylądowaliśmy na śniadaniu w Bagels & Beans. Po świetnym doświadczeniu z Eindhoven tu spodziewaliśmy się podobnego, byliśmy wręcz tego pewni. Niestety obsługa tutaj totalnie sobie nie radziła z zamówieniami. Najpierw 10-15min zajęło kelnerce zebranie zamówienia. Pomimo stosunkowo niewielkiej ilości zajętych miejsc (góra połowa stolików) na dwa bajgle czekaliśmy bagatela 40min. Te były w porządku choć wydaje się, że w Eindhoven były ciut cieplejsze, ale naprawdę – to nie miało znaczenia na ocenę po wizycie. Bo… kończymy, podchodzę do kasy, by zapłacić, bo koniec czasu parkowania zbliżał się nieubłaganie. Terminal odrzucił płatność raz. Odrzucił drugi. Tym samym sposobem, którym płaciłem dziesiątki razy podczas tej wycieczki. Próbujemy inną kartę, kolejne odrzucenie. Dziewczyna podeszła, spróbowaliśmy jej i kolejne odrzucenie. I pojawił się problem, bo w dzisiejszych czasach już coraz mniej osób nosi gotówkę, zwłaszcza w Holandii gdzie codziennością są „No cash, only cards”. Ba, nawet kart nie mieliśmy przy sobie, by wypłacić gdzieś z bankomatów, ApplePay jest codziennością. Zresztą ewidentnie nie z kartami był problem skoro testowaliśmy wiele, a z terminalem, który nawet nie próbował łączyć się z serwerami.
Poradnik – jak zrazić klienta w 45 sekund?
Obsługa jednak totalnie nie poradziła sobie z pomocą wyjścia sytuacji. Rozmawiali w swoim ojczystym języku praktycznie totalnie ignorując nasze zakłopotanie i chęć rozwiązania problemu. Dziewczyna rzuciła tylko w języku angielskim, że zostanie, a ja niech idę po auto i wrócę z gotówką. Ostatecznie tak wyszło, szybkim marszem udałem się do auta, podjechałem pod kawiarnię i zapłaciłem gotówką, ale nieogarnięcia obsługi był ciąg dalszy. Podchodzę do kasy chcąc zapłacić, a ten sam gość u którego 10min temu próbowałem zapłacić pyta mnie „Co chcę zamówić”… Druga sprawa – kiedy dałem gotówkę, a następnie rzucając okiem na kwotę dałem parę euro więcej, by łatwiej wydać gość totalnie nie poradził sobie z matematyką w zakresie do 50 i wydaniem reszty. I potem jeszcze okazało się, że tak naprawdę to nikt na siedzącą dziewczynę nie zwracał uwagi – wyszłaby bez płatności i nikt by nie zauważył.
Takim słabym akcentem z kawiarni pożegnaliśmy to poniekąd piękne miasteczko.
Holenderskie Open Air Museum – kolejny must-see wycieczki
Chwilę czasu zajmuje dojazd do kolejnej miejscówki. Skansen/Muzeum architektury, który działa tam już od ponad 100 lat (od 1918). Parking jest zaraz obok tego (GoogleMaps) i zapłacicie za niego w kasie muzeum. Dwa bilety normalne i parking kosztowały nas 43€. Wchodzimy na teren ogromnego kompleksu, który na szczęście tylko na początku wygląda jak Atrakcja Dla Wycieczek z Autokarów, Którzy Nudzą Się W Takich Miejscach.
Bo rzeczywiście – nowoczesny budynek muzeum przez który się wchodzi połączony ze sklepem daje takie wrażenie. Ale rzut oka na mapę sprawia, że można uciec w lewo, by przejść wśród domostw z wielu dekad ostatniego wieku. Potem trafić do wioski w której spotkaliśmy np. kowala, by spacer zakończyć w zajezdni tramwajowej gdzie możemy zobaczyć jak wyglądała logistyka kiedyś. I to jeszcze nie koniec, bo wsiadamy do tramwaju, by przejechać na drugą stronę kompleksu, a tam zobaczyć kolejną serię miejsc w tym szpital, ogrody, ba nawet okopy znajdziemy!
Wszystko jest jednak na tyle oddalone od siebie, że spacer to dosłownie chwila, a otaczające nas drzewa dają upragniony cień w upalne dni. Poza tym było tutaj coś co nas totalnie zaskoczyło. Wspomniałem wyżej, że znajdziemy domostwa z wielu dekad, prawda? Na przykład z lat… 90tych. Co? Przecież to niedawno… No właśnie, bo historia tamtego domu sięga rzeczywiście dwóch wieków wstecz, ale w takim domu też mieszkano w latach 90tych i znajdziemy tam dosłownie widok jakby czas się zatrzymał. Ba, mały telewizor w sypialni był w trybie stand-by, czekający na włączenie.
To pokazuje w jaki sposób podchodzimy do praktycznych rzeczy – u nas muzea oddzielamy grubą linią od codzienności. Tam dzisiejsze życie przeplata się z muzealnym, bo te domostwa cały czas są wykorzystywane. Tak samo jak pokazano to w tym muzeum, tak ludzie żyją we wspomnianym wcześniej Zaanse Schans czy opisywanym drugiego dnia bastionie Willemstad (LINK).
Arnhem na chwilę – to wystarczy
Netherlands Open Air Museum leży na skraju miasta, które doskonale znają pasjonaci II Wojny Światowej. Operacja Market Garden w której brali udział również polscy spadochroniarze toczyła się właśnie w okolicach Arnhem. Miasto liczące 3/4 miliona mieszkańców dziś jest dziś sporą aglomeracją, ale pamięta co się wydarzyło niecałe sto lat temu. Dlatego pasjonaci militariów na pewno zwiedzą Airborne Museum (GoogleMaps) oraz Airborne Museum at the Bridge (GoogleMaps). My odpuściliśmy, ale postanowiliśmy przejść się po centrum Arnhem.
Parking kosztował nas całe 4€ w tym miejscu (GoogleMaps). Spacer po centrum to jednak głównie ulice, tutaj mamy tylko rzekę. Znajdziemy tutaj klimatyczne miejscówki zwłaszcza w okolicy KorenMarkt (GoogleMaps). Czy jednak warto się tam zatrzymywać? Pozostałe uliczki to kluczenie dla samego kluczenia. Nic przesadnie wyjątkowego tam nie zobaczyliśmy. Moim zdaniem więc to miasto jest dla fanów militariów, ale co nieco holenderskiego klimatu tam mimo wszystko znajdziemy. Ale… są lepsze miejscówki.
Zwolle – miasto na wieczór
Po drodze można teoretycznie jeszcze rozważyć Paleis Het Loo (GoogleMaps), dawny pałac królewski położony w miasteczku obok którego przejeżdżamy czyli Apeldoorn. Jak wiecie z poprzednich wpisów ostatnio nie mieliśmy szczęścia do zwiedzania holenderskich zamków więc daliśmy sobie spokój.
Zwolle okazało się być idealnym miastem na ciepły, letni wieczór. Na tyle skupionym w centrum, że spacer nie zajął zbyt dużo, ale na tyle ładnym, że zdecydowanie warto skręcać w boczne uliczki. Nie znajdziemy tutaj zabytków, które musimy zobaczyć także nie mamy totalnie kierunku spaceru. Chyba, że na sam koniec, możemy usiąść w jednym z wielu pubów i napawać się widokiem mniejszego holenderskiego miasta. Bo jutro już kierujemy się w znacznie spokojniejsze rejony Holandii… Jeśli chodzi o jedzenie to wybraliśmy Zwolle Ingeburger (GoogleMaps), ale burgery były tylko nieco ponad przeciętność. Raczej podczas kolejnej wizyty szukałbym czegoś ciekawszego.
Nocleg – Hanze Hotel Zwolle
Znaleziony na Bookingu w samym centrum miasta. Brak parkingu, ten jest w położonym obok centrum handlowym, płatny ok. 16,50€ za dobę. Opinie o hotelu ogólnie dobre choć brak klimatyzacji może dać się we znaki w bardzo upalne dni. I raczej nie ryzykowałbym na weekendowy pobyt – ogródki dookoła nie pozwolą Wam zasnąć. W tygodniu było w porządku. Śniadanie na plus oraz fakt, że restauracja na parterze – Las Rosas jest naprawdę lubiana przez mieszkańców. Idealnie więc nadaje się na wieczorne piwo, wino czy drinka po długim turystycznym dniu.
Podsumowanie
Sporo się działo tego dnia. Ale bez wątpienia to był jeden z lepszych wycieczkowych dni. Dwa skanseny okazały się być rzeczywiście warte odwiedzin. Wizyty w mniejszych miasteczkach tylko utwierdziły nas w przekonaniu, że to właśnie w takich perełkach tkwi klimat czerwono-ceglanej Holandii i Amsterdam tak naprawdę totalnie się z tego wyłamuje. Dobry dzień zwieńczony dobry piwem – to idealne podsumowanie tego dnia w totalnej pigułce.
Sprawdź kolejny dzień wycieczki: Holandia 2023 – Wyjątkowy Giethoorn i Wyspy Wschodniofryzyjskie – Schiermonnikoog