Holandia 2023 – Wyjątkowy Giethoorn i Wyspy Wschodniofryzyjskie – Schiermonnikoog

Szósty dzień wycieczki „Holandia 2023 – 7 dni w krainie mitycznych wiatraków, serów i kanałów„.

Wyjazd o 09:45, by na spokojnie dotrzeć do pewnego miejsca gdzie już wczoraj kupiliśmy bilety. Dojechaliśmy jednak trochę za wcześnie, obsługa dopiero o 11stej otwierała i spóźniła się 10min więc nie ma co się spieszyć. Dojazd z Zwolle zajął nam niecałe 45 minut.

Giethoorn czyli przepłyń się samodzielnie po kanałach!

Jest taka mała holenderska wioska, która jest totalnie wyjątkowa. Niepozorna z drogi, bo trzeba wjechać ciut głębiej, zostawić auto na parkingu (GoogleMaps) i udać się albo na spacer, albo… wynająć małą łódkę. I to właśnie wynajęcie łódki, bez konieczności uprawnień, bo to mały elektryczny silniczek, uprawnia nas do skorzystania z oferty kanałowych szlaków turystycznych.

Łódkę można zarezerwować przez internet wcześniej, razem z opłaceniem, polecam oficjalną czyli tutaj: https://giethoornbootjehuren.nl/en/. Przez internet też jest taniej niż płatność na miejscu. Poza tym warto pobrać aplikację do nawigowania po szlakach: https://open.giethoornvillage.com/route/2629416788913626. Na szczęście kiedy będziecie zabierać łódź, obsługa przekaże która trasa jest dla Was, bo trasa zależy od czasu na jaki wynajmujecie łódkę.

My wynajęliśmy na dwie godziny i to totalnie wystarczyło, ba zrobiliśmy trasę nawet w 1,5 godziny. Aczkolwiek warto być jak najwcześniej i najlepiej w tygodniu. Kanały w Giethoorn są naprawdę wąskie, turystów sporo i jeśli traficie na szczyt sezonu to będziecie stali w korkach… Poza tym przepłyniecie zapewne przez jezioro, ale spokojnie, tafla nie powinna sprawić Wam najmniejszej trudności.

Czy warto? Tak, jest to turystyczne miejsce. Tak, spotkamy tam całą gamę rodzinek, starszych osób i nie każdy będzie idealnie kierował łódkami. Tak, totalnie warto, bo to wyjątkowy sposób zwiedzania, a możliwość przepłynięcia wąskimi kanałami wśród dawnych, ale ciągle użytkowanych domostw to niesamowita przyjemność dla oczu i zapadnie to nam w pamięci na lata. Ba, jedna koleżanka, jeszcze przed naszym wyjazdem do Holandii, kiedy rozmawialiśmy o wakacyjnych planach opowiadała, że była tam jako dziecko. Także zapada w pamięć na długo. Zresztą co ja Was będę przekonywał tekstem, spójrzcie na poniższe zdjęcia.

Giethoorn Giethoorn Giethoorn

Wyspy Wschodniofryzyjskie – wybieramy Schiermonnikoog

Po zwiedzeniu Giethoorn czeka nas dłuższa droga na wybrzeże, by dostać się na coś większego. Kierujemy się na parking (GoogleMaps) obok terminala promowego w Lauwersoog. Cały dzień parkowania będzie nas kosztował niecałe 7€, ale zapłącimy w automacie po powrocie. Udało się znaleźć miejsce na najwyższym poziomie i spacerem kierujemy się do budynku obsługi turystów.

Na naszą docelową wyspę można dostać się wyłącznie promem. Promy pływają dwa typy – szybki i zwykły. Szybki jest oczywiście droższy, ale czas jest o połowę krótszy. Tak naprawdę nie ma co oszczędzać, bo w Lauwersoog nie ma co robić i czekanie na nic Wam się nie przyda. Także wybierzcie ten, który będzie szybciej i zakupcie od razu bilet powrotny. I sprawdźcie jeszcze o której jest ostatni powrotny, bo jak nie zdążycie to zostajecie na wyspie na noc!

 

Wyspy Fryzyjskie – a co to?

W sumie to wyjaśnijmy sobie czym są ogólnie Wyspy Fryzyjskie. To archipelag wysp na Morzu Północnym. Pomiędzy Wschodnimi, a Zachodnimi przebiega granica oddzielająca Holandię i Niemcy, ale poza tym jeszcze dalej są Północne, należące do Dani. Jeśli chodzi o holenderskie to każda wyspa ma swój styl. Dlaczego więc wybrałem właśnie Schiermonnikoog? Przede wszystkim ze względu na wielkość choć to jeszcze nam się odbije czkawką. To nie jest wyspa na 10 minut tylko na dalsze spacery dlatego warto wziąć wygodne buty. Nie ma tam ruchu samochodowego innego niż mieszkańcy, a i tego niewiele – i tak bardziej wolą rowery. Poza tym na wyspie jest wioska z dosłownie paroma knajpkami i kawiarniami i generalnie tyle. Większość wyspy stanowią pola lub plaże.

Schiermonnikoog

Docieramy na wyspę szybkim promem. Rower wypożyczyć? Niee, przecież to nie jest tak daleko, prawda? Okazało się jednak to trochę dalej niż przewidywałem, bo terminal promowy nie jest tym terminalem, który domyślnie pokazuje GoogleMaps ładną zieloną ikonką. Z miejsca dokąd dostarczył nas prom mamy 30-40min spaceru do samej wioski i powrót drugie tyle. Ale… po wyspie kursu autobus kilka razy dziennie zabierać ludzi z promu i dowożąc ich na wypłynięcie. Bilety kupimy u kierowcy, a godziny kursów są skorelowane z wypłynięciem statków.

Schiermonnikoog

A co na wyspie?

Wieje. Także jeśli w Giethoorn można było opalać się na łodzi, tutaj naprawdę  może być niektórym chłodno. Z ciekawostek widzimy sporo mielizn, na jednej z nich nawet był lew morski. Odpływ morza sprawił, że łódka czeka na dnie, aż ponownie woda przybędzie, by ją uwolnić. I do tego ten niezwykły spokój. Jeśli przypłynęliście dużym promem to pewnie spokój jest jeszcze niezauważalny, ale jeśli szybkim to te kilkanaście osób rozejdzie się w moment i zapanuje cisza, którą przerywa tylko morze i wiatr.

Schiermonnikoog

To wyspa idealna na długi spacer albo właśnie rower, którego nie wypożyczyliśmy, a zdecydowanie warto. By raz dwa przejechać się do miasteczka, pod latarnię, na plażę. My zrobiliśmy bardzo długi spacer, ale ostatecznie zbyt długi. Po powrocie z latarni do miasteczka o takiej samej nazwie jak wyspa modliliśmy się tylko, by znaleźć coś do jedzenia. Bo knajpek tam mają jak na lekarstwo. Jeden supermarket, punkt apteczny, kilka kawiarni. Z knajpek dwie czy trzy z rybami, których nie lubimy. Poza tym fast-food, który wygląda jak oszczędna wersja McDonald’a. Na szczęście był jeszcze Tox Bar. Trochę niepozorne miejsce, bez menu po angielskim, ale pomocna obsługa w postaci dwóch chłopaków sprawiła, że udało nam się zamówić burgery z frytkami, które okazały się lepsze niż tego co mieliśmy w Zwolle dnia wczorajszego. Gdybym był ponownie – na pewno bym do nich wrócił.

Schiermonnikoog

Schiermonnikoog

Na powrotny prom (już zwykły) wahaliśmy się czy czekać na autobus, czy iść. A jak autobus nie przyjedzie? To ostatni prom tego dnia… Mając sporo czasu poszliśmy wolnym krokiem, a i tak szybszym niż wszyscy pozostali turyści. Dotarliśmy na terminal gdzie w poczekalni mogliśmy już czekać na statek. A przy okazji przemyśleć dzisiejszy dzień i wyspę.

Nocleg – holenderska agroturystyka w wersji B&B Plus – Pait’s Laand

Do tej pory spaliśmy w miastach. Większych, mniejszych, ale jednak cały czas miasta. Chciałem jednak znaleźć coś położonego na uboczu i podczas przeglądania Bookingu trafiłem na Pait’s Laand. Zabukowane zatem po dobiciu do brzegu i powrocie do auta pozostało ustawić nawigację. Tymczasem moja dziewczyna zaczęła szukać czegoś więcej, może opinii o tym gdzie jedziemy.

Okazało się, że gospodarze naszej agroturystyki prowadzą Instagrama co nieco sugerując w komentarzach. O sobie, o swojej historii. To zapowiadało się dobrze, ale skupialiśmy się też na drodze. Rolnicze tereny z wolnymi drogami totalnie nie przypominały tej autostradowej części Holandii bardziej na południe. Tutaj czas wydawał się płynąć inaczej, a nastrój ten wprowadzał nas dobrze w ten wieczór, który mieliśmy spędzić w agroturystyce. Brakowało tylko jakiegoś sklepu po drodze, ale hej, coś tam mamy jeszcze w torbie, a zresztą to tylko jedna noc. Dojazd, sen i spadamy. Taki był plan.

Na miejscu okazało się, że Pait’s Laand to stary dom położony wśród pól choć też przy jednej z tych spokojnych, holenderskich dróg. Gospodarz przywitał nas w bramie, a po tym jak zaparkowałem auto zabrał nas do oprowadzenia  i nauce wszystkich systemów. Systemy dostępu bez kluczy tylko podając swój numer telefonu – wow, to fajna automatyzacja, której nie spodziewaliśmy się na wsi. Ale ciekawiej zaczęło się robić gdy  weszliśmy do środka i tak od słowa do słowa przeszliśmy do niezwykle fajnej rozmowy. Nie umknęło naszej uwadze, że na razie na miejscu jest tylko jeden pokój więc wspólna kuchnia praktycznie będzie nasza jak mały pokoik wspólny. Kilka produktów przekąskowych z notesikiem i ołówkiem do wpisania gdyby coś się chciało kupić. Ogromne łóżko i w ogóle pokój, fajna łazienka. Naprawdę udał mi się ten wybór.

Ludzie uwielbiają historie… Chyba Wam to mówiłem, nie?

Gospodarz jednak to był gospodarz pełną gębą. Świetnie władający językiem angielskim opowiedział co nieco o okolicy, o tym, że może zadrżeć ziemia, bo okazało się, że te rolnicze tereny były intensywnie eksploatowane przez kopalnie. O historii tego budynku, a na zapytał na koniec oprowadzenia czy coś jeszcze potrzebujemy. Bez wątpliwości odparliśmy, że to naprawdę świetnie wygląda i nic więcej nie potrzeba, bo to więcej niż oczekiwaliśmy. Zadowolony wspomniał, że cieszy go to niezmiernie bo chce oferować właśnie B&B Plus, a nie tylko przeciętność.

Drugi odcinek historii gospodarza i jego życia odkryliśmy za to nazajutrz, po śniadaniu. O tym, że wiele lat spędził poza Holandią, o rodzinie, o tym czym teraz się zajmuje. My również mówiliśmy o swoich podróżach, o tym skąd wzięła się w w ogóle Holandia i jakie mamy dalsze plany. Łącznie rozmowy zajęły z 20-30min. A zapadły w pamięć na długo. Zwłaszcza kiedy notuję to tutaj. Także jeśli wybieracie się w tamte okolice to nawet nie szukajcie innego miejsca na nocleg. To jest idealne jeśli lubicie spokojniejsze klimaty. A nie muszę mówić, że śniadanie również było idealne, ba dostaliśmy jeszcze owoce na drogę!

Podsumowanie

Najpierw turystyczny Giethoorn, który jest totalnym punktem obowiązkowym wraz z wypożyczeniem łodzi.. Potem wycieczka na wyspę o niemożliwej do wymówienie nazwie – Schiermonnikoog – która okazała się być tak leniwa, że jeden dzień tam uspokaja bardziej niż wycieczka gdziekolwiek w Polsce. Naprawdę, więcej dzieje się w polskim lesie niż na tamtej wyspie. I to wszystko zwieńczone noclegiem w niezwykle klimatycznym miejscu – Pait’s Land. Nazajutrz już powrót do Polski, ale ten wieczór stanowił świetne ukoronowanie holenderskiej wycieczki.

Sprawdź kolejny dzień wycieczki: Holandia 2023 – Groningen i bastion Bourtange na zakończenie

Dodaj komentarz