Śląskie 2022 – Wisła, Cieszyn i Żory – czy to dużo na jeden dzień?

Wpis jest częścią dłuższego wyjazdu. To dokładnie dziesiąty dzień urlopu: Śląskie na tydzień. Tutaj znajdziesz dzień poprzedni: Śląskie 2022 – Góry to też śląskie! Szczyrk i okolice na 2 dni.

Po trzech noclegach w Szczyrku pora skierować się w kierunku Poznania. Ale jest przecież jeszcze weekend i wbrew pozorom do zobaczenia został całkiem spory fragment województwa! W tym wpisie znajdziecie kilka atrakcji w południowo-zachodniej części tego regionu – ciekawostka w Wiśle, Cieszyn podzielony granicą państw na pół, Żory ze swoim ognistym muzeum, a na koniec zameldujemy się w Rybniku. W Rybniku też kilka rzeczy się znajdzie, ale szczegóły znajdziecie w dalszej cześci tekstu.

Wiślana Malinka – K120Skocznia narciarska Malinka

Wisła to kolejny ważny ośrodek sezonu zimowego, a może nawet ważniejszy. Dwa razy więcej mieszkańców niż w Szczyrku, otoczona górami idealnie nadaje się na górski wypoczynek. Myślę, że następna wizyta w tych okolicach może być właśnie tutaj. Dziś natomiast, punktem naszej podróży jest Malinka. Jedna z dwóch dużych skoczni narciarskich w Polsce, nosząca imię Adama Małysza, oferuje coś dla turystów. Co to takiego?

Myślę, że każdy z nas oglądał skoki narciarskie. Głównie te zimowe cieszą się uwielbieniem, ale co w nich na pewno zaskakuje to widok z pierwszej osoby. Dla zdecydowanej większości z nas to co robią skoczkowie, ich loty na setki metrów nad ziemią – niby trwa to zaledwie kilka sekund, ale technicznie to sporo czasu pełnego adrenaliny w żyłach. I taką namiastkę możemy sobie sprawić, bo skocznia narciarska Malinka zaprasza na punkt widokowy! Widok naprawdę robi wrażenie, nie jest też to coś co widzi się codziennie więc moim zdaniem warto tutaj przyjechać, ale doczytajcie przed tym następny akapit.

Organizacyjnie – parking Malinki na który możecie wjechać bez opłat znajduje się przy zielonym kontenerze Żabki. Bilety kupimy w kasie, bez problemu zapłacimy kartą, a krzesełkowy wyciąg podrzuci nas na górę. To właśnie wyciąg jest potencjalną przeszkodą dla tych z lękiem wysokości, ale też nie należy się przesadnie obawiać. Z takich wyciągów korzystają miliony osób na całym świecie. Druga sprawa to fakt, że wyciąg podrzuci nas na górę gdzie znajduje się chodnik z którego już jest niezły widok, a poza tym mały budynek z kawiarnią i tarasem widokowym. I szkopuł w tym, że wejście na taras widokowy jest… dodatkowy płatne w kasie kawiarni. Jakieś 2PLN czy jakoś tak, ale tak czy siak – trochę zdzierstwo. Także warto mieć jakieś drobne w kieszeni.

Cieszyn – życie na granicy

Podczas podróży samochodem koniecznie trzeba odwiedzić Cieszyn. To miasto, którego historia sięga początków IX wieku! To niejedyna unikatowa rzecz, bo w Cieszynie chodzi o to, że jest miastem granicznym. Po jednej stronie rzeki Olzy położony jest polski Cieszyn, a po drugiej – Czeski Cieszyn. Przejścia graniczne są na mostach przerzuconych nad Olzą i teraz już wygląda wszystko ładnie i przyjemnie, ale nie zawsze tak było. Do czasu wejścia strefy Schengen były normalne przejścia graniczne, a wcześniej stacjonowały Wojska Ochrony Pogranicza!

Teraz jednak czasy nastały wspólne i możemy bez problemu odbyć spacer jednym brzegiem rzeki, a wrócić drugim. Ale warto też wiedzieć, że rynki każdego z Cieszynów wymagają wejścia nieco głębiej. Do tego w polskiej części jest jeszcze Wzgórze Zamkowe i właśnie od tego punktu zalecam zacząć zwiedzanie Cieszyna. To miejsce położone bardzo blisko głośnych ulic, ale jednocześnie bardzo ciche. Wszechobecna zieleń sprawia, że jest to jeden z przyjemniejszych parków, które odwiedziliśmy na śląsku. A do tego na jego terenie znajduje się kilka starych budowli z czego ta najpopularniejsza to coś co na pewno widzieliście nie raz. Okrągły budynek z polskiego banknotu 20-złotowego to właśnie Rotunda św. Mikołaja! Na pewno też znajdziemy w parku punkt widokowy na rzekę Olzę i Czeski Cieszyn – z wyniesionego wyżej wzgórza prezentuje się naprawdę ładnie, a do tego możemy spojrzeć znacznie dalej.

Stare miasto polskiego Cieszyna

Po odpoczynku wśród zieleni zalecam wejście w ulicę Głęboką, która doprowadzi nas do centrum polskiej części miasta. To naprawdę ulica gdzie zawiesicie oko na niejednej kamienicy – bardzo reprezentacyjna, wręcz przywodząca na myśl znacznie większe miasta. Rynek z Ratuszem jest zwieńczeniem ulicy chociaż warto wspomnieć, że aktualnie część tego placu znajduje się w remoncie. Bo właśnie z rynku najlepiej skierować się w kierunku rzeki, by przejść tzw. Wenecją Cieszyńską do następnej przeprawy nad rzeką. Po polskiej stronie ścieżka oddzielona jest od jezdni zielonym trawnikiem, a za jezdnią kwitnie handel. Nazwy produktów w polskim i czeskim języku jasno pokazują, że oferta też jest skierowana dla gości z zagranicy.

Czeski Cieszyn – czego tam brakuje?

Szybko docieramy do przeprawy na drugą stronę – Mostu Wolności. Tutaj przekraczamy granicę i ponownie idziemy wzdłuż rzeki tyle, że w przeciwnym kierunku. Tutaj jest spokojniej. Parkowa ścieżka, ładna balustrada, zieleń i spokojna dzielnica domków jednorodzinnych sprawiają wrażenie, że to przedmieścia polskiego Cieszyna. Długo jednak nie trwa kiedy możemy skręcić w lewo, by dość do rynku Czeskiego Cieszyna. W drugą sobotę września widzimy tutaj kolejną różnicę w porównaniu do polskiej strony – na polskiej sporo ludzi, wycieczki, handel się kręci. Na czeskiej – spokój jak makiem zasiał. Poza nami na rynku spotykamy 5 osób. Większość lokali zamknięta, widok godny bardziej kilkutysięczego miasteczka zagubionego gdzieś w środkowej Polsce. Nieco więcej sklepów jest otwarte przy ulicy prowadzącej do Mostu Przyjaźni, ale wniosek jest jeden – im bliżej granicy tym ludzi więcej. I to jest ciekawe, bo mieszkańców w Czeskim Cieszynie jest zaledwie 30% mniej, miasto praktycznie jest jedno, a tymczasem wrażenie jest takie jakby Czechy w sobotę były zamknięte.

Mostem Przyjaźni wracamy do Polski i kierujemy się do samochodu. Tyle z tutejszych atrakcji.

Żory – Muzeum Ognia i miasto igrające z żywiołem

Trochę byłem zaskoczony, że w bliżej nieznanych Żorach natrafiłem na Muzeum Ognia. Zbudowane wprawdzie już 8 lat temu jakoś nie trafia na okładki filmów na Youtubie czy tytułowe zdjęcia blogerów. A szkoda, bo miedziany kolor budynku Muzeum jest całkiem Instagramowy i dobrze pasuje do historii. Skąd w ogóle pomysł na Muzeum Ognia w Żorach? Na przestrzeni historii miasto płonęło kilka razy. Ogień odcisnął swoje piętno w pamięci i kronikach stąd postanowiono stworzyć takie dość nietypowe miejsce do którego przyjechaliśmy. Parking obok budynku pozwala zostawić auto zaraz obok i odnaleźć wejście pomiędzy ścianami o charakterystycznym kolorze.

Nowoczesny środek, trochę ludzi. Zakup biletu przebiega bez problemu, a do tego każdy dostaje mini-quiz do rozwiązania podczas spaceru po ścieżce. Wersje quizu są różne więc nie zawsze można spisywać odpowiedzi!

Muzeum Ognia Strefa Doświadczalna

Zwiedzanie zaczyna się seansem gdzie strażak w sędziwym wieku, ale całkiem niezłej formie prezentuje dzieciakom czym jest ogień. Płynnie po seansie schodzimy w dół i zaczyna się główna ścieżka po wystawach muzeum. Na początek trochę lektury, ale już znajdujemy pierwsze odpowiedzi do naszego quizu. Potem jednak jest tylko lepiej, bo zaczyna się znacznie więcej interaktywnych atrakcji. Tutaj rozpalimy ogień, tutaj dowiemy się w ciekawy sposób o największych pożarach miast. Na koniec jeszcze pobawimy się w sali poświęconej fizyce.

Jak można podsumować to muzeum? Z jednej strony miałem wrażenie, że jest nowsze niż wskazuje rok otwarcia chociaż pewne obiekty już przypominały, że pokazały swoje możliwości tysiącom turystów. Z drugiej czas tam spędzony – ok. 45 minut był mniej więcej taki jaki się spodziewałem więc zaskoczenia wielkiego nie było. Co nie znaczy, że nie było pozytywnie. Moim zdaniem to spójne i dobrze zrobione muzeum. Ma w sobie coś unikalnego, ale nie buduje też jednocześnie swojej sławy na niedopowiedzeniach wszak to cały czas „tylko” ok. 60 tysięczne miasto.

Po zwiedzaniu można wybrać się również na miejski rynek, ale tam nic przesadnie ciekawego nie ma, a spacer w formie pętli zajął dosłownie 10 minut. Można zatem odpuścić ten dodatek.

Rybnik – miasto trochę z przypadku w planie wycieczki

Tak naprawdę w Rybniku nie było żadnego planu. Ot, większe miasto pasujące logistycznie do układanki wycieczki. Dopiero na kolejny, ostatni dzień miałem plan odwiedzić Kopalnię Ignacy (o czym w jutrzejszym wpisie), a tutaj chciałem po prostu przejść się po miasteczku, nic specjalnego nie odkryć, przespać się, może coś zjeśc i tyle.

Tymczasem – co sprawiło pozytywne wrażenie to pomysł na parkingi – miasto ma kilka ponumerowanych parkingów, ze szlabanami, które w weekendy przestają naliczać opłaty o 14stej! Nie ma zatem przesadnego szukania miejsc, bo parkingów jest naprawdę sporo. Blisko 140 tysięcy mieszkańców musi się gdzieś bawic i okazuje się, że było to naprawdę jedno z nielicznych miast gdzie widzieliśmy sporo osób na rynku czy pobocznych ulicach w sobotni wieczór. Przy okazji odbywały się koncerty, to też zapewne zachęciło wiele osób do ruszenia się z domu.

W Rybniku tak naprawdę wystarczy Wam spacer. Nie jest przesadnie rozległy, to świetny pomysł na wyjście przed obiadokolacją i zajmie Wam nie więcej niż 30 minut.

I tutaj okazało się, że właśnie w ten weekend kiedy my byliśmy, w Rybniku otwierało się coś wielkiego. W dużym, czteropiętrowym budynku dawnego szpitala Rybnik wpadł na pomysł. O tym dowiecie się jutro, bo nam już czasu nie starczyło tego dnia. 😉

Gdzie zjeść w Rybniku?

Naszym pierwszym wyborem była kuchnia gruzińska – Batumi miało dobre opinie, ale niestety odbiliśmy się od braku rezerwacji. Znacznie lepiej nam poszło w Santorini z kuchnią grecką. Pomimo sobotnich rezerwacji udało się znaleźć stolik, który miał byc wolny przez następne 1,5 godziny – to się ceni, bo niestety, ale masa knajp w ogóle nie podchodzi do klientów jeśli mają rezerwację. A nie każdy chce przesiadywać i zapytać zawsze można czy klientowi wystarczy czasu do rezerwacji czy planuje dłużej siedzieć.

Z ważnych miejsc, które sprawdziliśmy w Rybniku to Kapka Wina. Położona przy jednej z ulic odchodzących od rynku zachęciła nas spokojem. Może to przez delikatne światło ze świeczek i niewielkich lamp? W ogóle miejsca w których podają wino na kieliszki mają swój klimat. Albo to ja się starzeję? Tak czy siak oferta win z beczek, wsparcie niezwykle pomocnej pani z obsługi sprawiły, że wzięliśmy coś, by odpocząć w ten ostatni wieczór naszej śląskiej wycieczki. I tutaj kolejne pozytywne zaskoczenie – 16PLN za 2 kieliszki wina bzowego to z cały szacunkiem, ale grosze. Co ciekawe Kapka Wina ma swoje lokale nie tylko w Rybniku, ale z Poznania daleko. Zresztą – w Poznaniu mam inne swoje ulubione miejsce z winem.

Problem jest za to ze śniadaniem. Znalezienie knajpy czynnej w porannych porach graniczy z cudem więc lepiej mieć dostęp do kuchni i zrobić małe zakupy.

Nocleg w Rybniku

Nocleg znaleziono na Bookingu – Kościelna Loft Apartments miało sensowną cenę do jakości. Chociaż średnia opinii nieco poniżej ośmiu może niepokoić to pamiętajcie jaki był cel na Rybnik – wpaść, przespać się, wyjechać.

Co można więcej powiedzieć o apartamencie? Z pewnością jest to dobra opcja na taką podróż. Ściany niestety są bardzo cienkie, apartamentów jest kilka, a położenie w centrum nakłania do imprez więc jeśli ktoś wraca z imprezy to najpewniej rozbudzi pozostałych gości. Najlepsze lata te aparatamenty też mają za sobą. Ale bez wątpienia należy pozytywnie docenić bliskość do centrum – wychodzimy, parę kroków w lewo Rynek, a w prawo – Kapka Wina. Ciekawostką jest też zautomatyzowany system obsługi – klucze zamknięte w schowkach na kod oczywiście są znane, ale automatyczny SMS z kodem dokładnie o godzinie zameldowania były czymś nowym.

Podsumowanie

Trochę kilometrów dziś zrobiliśmy samochodem, ale jak to zwykle staram się planować – bez natłoku. W Rybniku wylądowaliśmy popołudniu więc spokojnie był czas na chwilę odpoczynku. A jak mogę podsumować miejsca z tego dnia? Wizyta na skoczni Malinka w Wiśle to dobra opcja dla każdego kto nie ma przesadnego lęku wysokości. Podzielony granicą Cieszyn z piękną polską częścią oraz Wzgórzem Zamkowym to punkt konieczny. Muzeum Ognia w Żorach – warto wpaść kiedy ułożymy je w planie po drodze. Nie oferuje może niesamowitych rzeczy, ale ma to coś moim zdaniem i pomysł na siebie. I do tego Rybnik – o atrakcjach tego miasta dowiecie się jutro. 🙂

Przejdź do następnego dnia dnia urlopu: Śląskie 2022 – Ostatni dzień czyli Juliusz, Ignacy i zamkowe ruiny

3 myśli na temat “Śląskie 2022 – Wisła, Cieszyn i Żory – czy to dużo na jeden dzień?

Dodaj komentarz