Dzień trzeci naszego urlopu „Warmia i Mazury na tydzień„.
Pora pożegnać Olsztyn, który zrobił bardzo dobre wrażenie na początek. Dzisiaj i jutro nocujemy w Giżycku położonym w centrum jezior mazurskich, ale po drodze zaliczymy Mrągowo, które każdy kojarzy z kabaretów (mam nadzieję, że potraficie rytmicznie klaskać) oraz Mikołajki, którego nikt nie lubi prócz turystów. A ile w tym prawdy? Przyjemnej lektury!
Kościół w Raszągu – pominąłem
Pierwsze miasteczko do którego będziemy się kierować to Mrągowo. O nim będzie w następnym akapicie, bo dla chętnych jest jeszcze blisko 100 letni zamek ewangelicki zbudowany z kamienia polnego. Niezwykłe w nim to, że cały czas służy właśnie ewangelikom i podobno jest wyjątkowy. Więcej opisu znajdzie TUTAJ. Mnie ten opis jednak nie przekonał, by nadrobić kilkanaście kilometrów i skierowałem się bezpośrednio do Mrągowa.
Mrągowo czyli skąd my to znamy?
Wprawdzie coraz więcej osób rezygnuje z telewizora w domu to jednak z pewnością każdy trafił któregoś razu na emisję „Mazurskiej Nocy Kabaretowej„. To właśnie na mrągowskim amfiteatrze jest organizowane to wydarzenie. Poza tym miasteczko jest również znane z powodu corocznego pikniku muzyki Country i Folk (a zatem nie do końca w świadomości masowej). Dla tych z dziećmi pewną atrakcję może być również Mrongoville, które nie przekonało mnie do odwiedzin przez dwójkę dorosłych osób.
Auto zostawiamy na jednym z parkingów – TUTAJ lub TUTAJ. Jak najlepiej zobaczyć miasteczko? Jeśli zaparkowaliśmy na parkingu pierwszym to najpierw poznajmy miasteczko czyli przespacerujmy się ulicą Warszawską. Jakie będą Wasze wnioski? Moim zdaniem typowe małe miasteczko. Dwa małe skwery (jeden z syrenką, drugi przy jeziorze magistrackim) i dochodzimy wkrótce do pomnika Jana Pawła II za którym znajduje się deptak, który doprowadzi nas do promenady gdzie skręcimy prawo, by wracać w kierunku auta. Przed tym wejdźmy jeszcze na mrągowieckie molo, a zobaczymy po drugiej stronie jeziora miejsce o którym pisaliśmy na początku tej części dnia czyli Amfiteatr.
Jeśli zostawiliście auto na drugim parkingu to stamtąd prowadzi ścieżka bezpośrednio nad jezioro i lada moment znajdziecie się właśnie na promenadzie przed molo, by kontynuować spacer razem z tymi, którzy zostawili auto wcześniej. Czy promenada jest wyjątkowa? Nie powiedziałbym. Przyznam, że w porównaniu do znanego na cały kraj Mrągowa to taka Chodzież nie ma się czego wstydzić. Ale skoro jesteśmy na Mazurach to przejdźmy się wzdłuż jeziora aż dojdziemy do ulicy Nadbrzeżnej. Wtedy skręcamy w prawo w ulicę Traugutt’a i znajdujemy się w miejscu pierwszego parkingu. Niektórzy wsiadają do auta i ruszają dalej, a niektórzy teraz wchodzą w ulicę Warszawską o której pisałem wyżej. Różnica będzie na końcu zamiast skręcić w deptak pójdźcie prosto i traficie na swój parking.
Czy zatem Mrągowo oferuje coś unikalnego? Nie. To zwykłe miasteczko z jeziorem spopularyzowane przez fakt, że leży na Mazurach, ma dostęp do jeziora i oczywiście miejsce w ramówce telewizji. Jeśli zatem nie mamy parcia na szkło, a rytmiczne klaskanie wzbudza w nas mieszane uczucia to jedziemy dalej.
Mikołajki czyli miejsce niby idealne, ale…
To miejsce znamy też z telewizji, ale już nie kabaretowej. To ikona Mazur. Czerwony hotel nad wodą widział chyba każdy, a przez lokalną promenadę nie raz przelewały się setki turystów. 24 maja 2021 roku – turystów na całej promenadzie może kilkadziesiąt wliczając naszą dwójkę. Dziesiątki łodzi, blisko zerowy ruch w południe, ale chociaż otwarte ogródki czy niektóre sklepy. Widać, że wszystko co pływa na takich jeziorach znajdzie tutaj dla siebie miejsce. Można również skorzystać z oferty Żeglugi Mazurskiej i wybrać się w rejs do jakiegoś portu, ceny całkiem przystępne. Tylko, że… no właśnie.
A co jeśli ktoś nie do końca ufa swoim zdolnościom kierowania łodziami do których uprawnień nie potrzeba? Czy będzie miał co robić? Dla tych po drugiej stronie równie znanej kładki nad wodą jest plaża miejska. Dla bardziej wytrwałych muzeum, ale my niestety pocałowaliśmy klamkę – muzeum bez żadnych informacji okazało się być zamknięte.
Poza tym daje się wyczuć w mieszkańcach regionu zazdrość dla Mikołajek. Że technicznie nie oni są najwięksi. Że historycznie też. Problem jednak polega na tym, że Mikołajki są idealnie skrojone pod turystę. Na promenadzie i w okolicach jest wszystko co potrzebne przeciętnemu polskiemu turyście, który potrafi spędzić tydzień czy dwa nad morzem. W porównaniu do wcześniejszego Mrągowa promenada jest znacznie ładniejsza. W porównaniu do późniejszego Giżycka – dowiecie się niżej, bo pora jechać dalej.
Giżycko – miasto od którego należy wymagać
Chwilę zajmuje nam dojazd z Mikołajek do Giżycka. Z uwagi na fakt, że mieliśmy jeszcze trochę czasu, aż nasz nowy host (o noclegu niżej) dotrze na miejsce postanowiliśmy nawet pojechać dłuższą drogą i objechać jezioro Niegocin. Pierwsze wrażenie? Przecież te wszystkie mniejsze osady wyglądają jak małe wsie nad morzem, które poza sezonem straszą pustką, a w szczycie służą dzielnie milionom obywateli. Tutaj może nie ma chociaż wrażenia pustki – w przeciwieństwie do morza, zacumowane żaglówki i inne łodzie sprawiają wrażenie, że coś się tutaj dzieje.
Po dotarciu do celu i załatwieniu formalności noclegowych ruszamy na podbój miasta. Najpierw nieco zwiedzić miasto, potem coś zjeść. Wieża ciśnień w Giżycku niestety miała ograniczone godziny funkcjowania i nie udało jej się odwiedzić.Was jednak zachęcam do odwiedzin i czekam na Wasze relacje!
Poza tym ważną atrakcją jest również Twierdza Boyen – my znależliśmy na nią czas dnia piątego (TUTAJ).
My natomiast najpierw kierujemy się do Kanału Giżyckiego, by wzdłuż niego dojść do jeziora Niegocin gdzie znajdują się główne atrakcje miasta – sporej wielkości molo wraz z jednym z największych portów Krainy Wielkich Jezior. I mieliśmy nadzieję na spacer nad jeziorem oraz wybranie jakiejś knajpy na obiadokolację i później. Idąc wzdłuż Kanału natkniemy się na dwie warte uwagi rzeczy:
- Most obrotowy, który cały czas działa i jest obsługiwany przez jednego człowieka pomimo wagi ponad 100 ton. Nie mieliśmy okazji zobaczyć go w działaniu, ale warto wiedzieć, że to pewna atrakcja.
- Dawny zamek krzyżacki odnowiony i zaadoptowany na hotel. Po prostu z zewnątrz cieszy oko, że takie obiekty cały czas żyją.
Docieramy do jeziora. Wieprz i Pieprz jeszcze nie ruszyli – „pewnie przez pandamię” pomyśleliśmy. Sama najbliższa okolica tej restauracji wraz z knajpkami takimi jak Siwa Czapla czy Browar Chmury to właśnie to czego bym szukał jeśli myślę o wypoczynku nad jeziorem dla typowych mieszczuchów. Okazało się jednak, że nie jest to takie łatwe, bo najpierw spacer. Nie da się pójść wzdłuż jeziora, bo promenada nie istnieje, a przynajmniej nie ma nic co by ją przypominało. Także zaliczamy spacer do wspomnianego molo (owszem, wygląda niesamowicie, zresztą można na końcu zejść na ląd i wrócić już lądem). Spacer podczas którego pojawia się pod butami wszystko co można sobie wyobrazić: beton, piasek, gumowe podkłady. Zaakceptowałbym gdyby to był jakiś remont, ale nie, ani słowa o tym.
Molo zaliczone to pora coś zjeść, a wrócimy deptakiem – taki mamy plan. Zachęceni opiniami idziemy do Tawerny Przystań. Już chcemy zasiąść w klimatycznym ogródku przed portem na co pani z obsługi mówi, że… o 16stej zamykają! Rozumiecie to? Niecały miesiąc wcześniej bój o majówkę, by otworzyć knajpy, bo „sezon się zaczyna” – takie teksty słyszeliśmy w radiach i telewizji. Połowa maja – wielkie otwarcie ogródków. Tymczasem w mieście powiatowym próbującym aspirować do stolicy Mazur – „zamykamy o 16stej”. Myślę, że już wiecie dlaczego Mikołajki okazały się być miejscem bardziej przyjaznym turystom.
Mała dygresja – podczas śniadania w Lidzbarku Warmińskim, cztery dni później czyli w piątek 28/05 kiedy właśnie restauracje mogły przyjmować gości w środku usłyszeliśmy w radio wypowiedź właścicielki restauracji, że super, że bardzo czekali, bo turyści specjalnie przyjeżdżali na frytki z okonia. Pół żartem, pół serio rzuciłem „Pewnie pani z Giżycka”. Jakież było zdziwienie, gdy podczas pełnego fragmentu okazało się, że to rzeczywiście knajpa z Giżycka tyle, że inna!
Gdzie w końcu udało się zjeść?!
Finalnie wróciliśmy do Siwej Czapli gdzie udało się zjeść dobrze choć ceny na średnim poziomie. Polecam przy okazji placki ziemniaczane z lokalnymi dodatkami – bądźcie tylko świadomi jakie to jest duże, ja nie dałem rady!
Po sytym posiłku wróciliśmy do molo i przez lokalny deptak zwany Pasażem Portowym wróciliśmy do miejsca noclegu, by nieco odpocząć. Na wieczór planowaliśmy wyjść raz jeszcze i ulokować się zaraz obok Siwej Czapli czyli w Browarze Chmury, ale o tym w kolejnym akapicie. Pasaż Portowy okazał się być dość wybrukowanym miejscem na wzór początku tysiąclecia – osobiście nie przepadam za takim stylem. Warto jednak tutaj zauważyć restaurację Podkładka, którą wizytowaliśmy dzień później (relacja – TUTAJ).
Wieczór w Giżycku
Lekkim spacerem docieramy do centrum miasteczka. Po drodze mijamy knajpkę Classic o której nieco czytaliśmy opinii, ale jednak lokalizacja Browaru Chmury robi robotę. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że jednak wrócimy tutaj już niebawem. Dlaczego? Otóż meldując się w Browarze Chmury o godzinie 20-21 (coś w tych okolicach) otrzymaliśmy odpowiedź, że już nie przyjmują zamówień, bo zamykają! Nosz… Rozumiem, że nie ma tłumów, ale też nie było tak, że tylko my byliśmy. Zresztą dnia następnego jednak było otwarte do późniejszych godzin z czego skorzystalismy, ale o tym mowa w jutrzejszym wpisie (TUTAJ).
Właśnie dlatego wróciliśmy do Classic. Zostaliśmy obsłużeni miło, przyjemnie i choć akurat wybrałem takie piwo, którego nie mieli to pieczywo pizzowe okazało się być świetną przekąską na wieczór do innego piwka. Dziewczyna jeszcze zdecydowała się na szarlotkę – była dobra, ale z porcją lodów okazała się być nieco na wyrost :>
Nocleg
Booking.com pasuje idealnie na takie wyjazdy przez darmowe anulowanie, umożliwia to dokonanie korekt noclegowych w miarę postępu prac nad atrakcjami do zobaczenia. Wybór padł na Zielone Studio oddalone jakieś 15min spacerem od centrum. Wyposażone we wszystko co potrzebne razem z tarasem na którym możemy wypocząć (zwłaszcza, gdy knajpy pozamykane) wraz z podziemnym miejscem parkingowym (chociaż wymaga umiejętności parkowania większym autem) i Biedronką zaraz obok stanowiło całkiem dobry wybór.
Dla niektórych jednak przeszkodą może być owa odległość od centrum. Natomiast pozytywną stroną tej odległości jest fakt, że drogą gruntową można dojść do ścieżki wzdłuż Kanału Giżyckiego, by zobaczyć coś więcej niż tylko na odcinku najbliższej okolicy mostu obrotowego.
Podsumowanie
Potrzebuję chwili na zebranie opinii w pigułce. Jedno miasto do pominięcia, jedno zobaczyć trzeba, jedno może się przydać – a szczegóły poniżej.
Mrągowo – miasto, które (może) oferuje Mrongoville dla dzieciaków jako coś wyjątkowego. Dla dorosłych nie podróżujących kabaretowym szlakiem raczej do pominięcia.
Mikołajki – konieczne do zobaczenia. Wiem, może przereklamowane, ale jednak warto tam chociaż raz wpaść. To tak jakby być nad morzem wiele razy i nie zobaczyć Kołobrzegu dla wielkopolanina 😉
Giżycko – trudna ocena. Z jednej strony duży port, przyjemny kanał, kilka fajnych miejsc. Z drugiej – wydaje mi się przez opisane wyżej wydarzenia, że raczej nastawione na turystykę masową. Zatem – wpaść zobaczyć port można, ale by tam zostać dla samego miasteczka nie do końca. Stanowi natomiast dobry punkt wypadowy do dnia kolejnego – „Mazury i II wojna światowa – są bunkry i jest ….”.
Jedna myśl na temat “Perełki Mazur czyli Mrągowo, Mikołajki i Giżycko”