To drugi dzień z wycieczki „Jordania 2022 – Zobacz najlepsze atrakcje w tydzień (i miej czas na sjestę)„, którą miałem przyjemność odbyć na przełomie maja i czerwca 2022 roku. Więcej informacji (porady, inne miejsca) znajdziesz we wpisie zbiorczym.
Poprzedni dzień wycieczki znajdziesz tutaj: „Jordania 2022 – Madaba i Drogą Królewską do Al-Karak”
Noc minęła szybko. Oczywiście o wschodzie słońca muezzin zaczął swoje nawoływanie, ale na szczęście udało się jeszcze zasnąć i wstać o ludzkiej porze. Skoro wczorajszy dzień skończył się szybko to nakreślmy w ogóle gdzie jesteśmy.
O Al-Karak
Wspomniałem wczoraj, że Al-Karak to jedno z ważniejszych miasta na Drodze Królewskiej, ale nie tylko. Już setki lat temu w miejscu tym krzyżowały się szlaki z Akaby do Ammanu oraz z Morza Martwego na wschód. Nie muszę dodawać, że na wczorajszej mapie z Madaby, Al-Karak zostało zaznaczone? Warto jednak wiedzieć, że bibijne źródła używały różnych nazw na to miejsce: Kir-Chareszet, Kir-Moab, Kir-Chareset, Kir-Chares – to wszystko wskazywało na Al-Karak. Skoro więc miejsce pojawiło się w tylu księgach to nie ma wątpliwości, że istotną rolę odgrywało już dawno temu.
Zamek Al-Karak
Jednym z najważniejszych punktów pokazujących jak ważne było to miejsce jest górujący nad miastek zamek. Położony na wzniesieniu, otoczony z trzech stron stromymi podejściami swoją historię zaczął niecałe tysiąc lat temu, a najważniejsze wydarzenia przypadły na II wyprawę krzyżową. Wtedy to, jeden z pierwszych krzyżowców, którzy dotarli do Ziemi Świętej – Renald z Châtillon – poślubił dziedziczkę zamku i rozbudował osadę do wielkości sporego, trudno dostępnego zamku.
Renald z Châtillon powinien Wam się jednak kojarzyć z okrucieństwem i był on znany z tego już za swoich czasów. Dorobił się na okolicznych plonach natury, ale łupił statki Morza Czerwonego i pustynne karawany łamiąc umowy z innymi przywódcami i skończył marnie, bez głowy, zaledwie dekadę po objeciu zamku. Kilka miesięcy później twierdza przeszłą w ręce syryjskiego sułtana – Saladyna chociaż przekazał on zarządzanie swojemu bratu.
Wtedy też zamek ponownie rozbudowano, ale pod koniec XIII wieku trzęsienie ziemi znacznie zniszczyło obiekt chociaż do czasów dzisiejszych zachowało się naprawdę sporo. Przede wszystkim rzeczywiście oddaje swoją wielkość – ponad 200 na 100 metrów wraz z kilkoma poziomami robi naprawdę duże wrażenie. Położenie na wzgórzu potęguje ten efekt i naprawdę łatwo poczuć się tam jak „pan i władca”. Dlatego – polecam to miejsce, bo to niejako unikat na drodze naszej wycieczki.
Najlepiej zaparkować na tym parkingu (GoogleMaps) skąd mamy do zamku niecałe 5 minut marszu – koszt parkingu to zawrotne 3JOD. Bilety do zamku są płatne, ale z JordanPass wchodzicie za darmo. Warto wiedzieć również, że na lewo od wejścia znajduje się również Muzeum Archeologiczne – warto tam zajrzeć po zbadaniu zamku.
Rezerwat Dana – czym jest to miejsce i kto tam powinien się wybrać?
Sieć biosfery UNESCO to ogólnie miejsca cenne przyrodniczo. Cóż przyrodniczego może być w kraju o którym pisałem jak o „księżycowym krajobrazie”? Okazuje się, że sporo.
Nocujemy w Dana – opuszczonej wiosce w której w sumie to znajduje się kilka obiektów dla turystów, ale żadne to hotele. W miejscach takich jak ta, dawno, naprawdę dawno temu kwitła gospodarka. Pierwsze znaleziska archeologiczne mówią o 6 TYSIĄCACH lat historii wstecz! Nie ma możliwości, by ludzie osiedlali się w miejscach gdzie przyroda jest tak surowa, prawda? To musi być prawda, bo pomimo surowego krajobrazu na tym obszarze jest ponad 800 gatunków roślin czy 50% wszystkich ptaków Jordanii. Dodajmy do tego kilkadziesiąt ssaków takich jak karakal stepowy czy wilk perski i okazuje się, że wcale nie jesteśmy tam sami.
Niebagatelny wpływa na to ma kształ terenu. Różnice względnej wysokości sięgające 1500 metrów sprawiają, że przyroda znajdzie dla siebie miejsce. I to właśnie przyroda jest najważniejszą atrakcją tego rezerwatu. Szlaki zaczynają się właśnie w Dana GuestHouse, bądź w innym miejscu – Rummana Campsite, a ogólny spis najważniejszych znajdziesz tutaj (KLIK). My również mieliśmy plan, by wybrać się na lekki trekking, ale pogoda szybko zweryfikowała ten pomysł – spacer w trzydziestu kilku stopniach nie będzie przyjemny. W te tereny zdecydowanie lepiej się wybrać jak jest chłodniej czyli wiosną lub jesienią.
Nieoczekiwana rozmowa w opuszczonej wiosce
Dlatego postanowiliśmy po prostu odpocząć tego dnia. Dojechaliśmy do wioski. Na początku nie zauważyliśmy nazwy naszego obiektu i zapytałem siedzącego tubylca o pomoc. Zadzwonił gdzieś, ktoś miał przyjechać. Po paru minutach zjawia się on – właściciel sklepu, wiek ok. 60-65 lat. Wita się klasycznie „Welcome to Jordan” pytajac skąd przyjechaliśmy. „We are from Poland” prowokuje go do dalszej dyskusji. Jak myślicie, o czym sędziwy staruszek sklepu obwoźnego w opuszczonej wiosce w Jordanii może zapytać?
Raczej nie zgadliście. Pyta o sytuację uchodźców z Ukrainy. Mówi o tym, że Polska teraz jest jak Jordania. Ta, od wielu lat jest takim krajem dla ludzi z sąsiadujących Syrii czy Iraku. Chwali, że wykazaliśmy się jako naród, jako ludzie. To raczej nie są słowa, które usłyszysz w hotelu na wakacjach AllIn. Po serdecznej rozmowie spogląda na wydruk Booking.com i wskazuje, że to akurat nie u niego, ale w tamtym budynku z białym dachem. Dziękuję, a ten jeszcze dodaje, że „jesteśmy mile widziani w jego sklepie”. Wow.
Wadi Dana Lodge
Kierujemy się do wskazanego celu. Meldujemy się, śniadanie mamy w cenie, ale warto skorzystać z opcji wieczornej kolacji za 7JOD za osobę. Nic innego z wiosce Dana nie znajdziemy tak naprawdę, a specjalnie jechać do miasta nam się po prostu nie chce. Temperatura wysoka, jest decyzja o drzemce. W porządku, ja natomiast wybieram się na krótki spacer do Dana GuestHouse, by wziąć ewentualnie broszury i krótki spacer uliczkami (a w zasadzie tą jedną, najważniejszą) czy jest gdzie spacerować.
Tak naprawdę każdy spacer z Dana wiązałby się późniejszych wchodzeniem pod górę. Przy tej temperaturze oceniam szybko – „nie ma to ani grama przyjemności”. Pozostaje więc po prostu chill out w miejscu noclegowym. Na szczęście nie musimy siedzieć w pokojach.
Jordańska herbata
Pod białym dachem, który wskazał nam właściciel sklepu, jest stołówka. W niej można usiąść, a dla gości czeka dzban herbaty. „Spory”, ale okazuje się, że przywykniemy do nich na dniach. Pomimo wielkości i wagi udaje się nie rozlać. Papierowe kubki szybko chłodzą herbatę do znośnego poziomu i wtedy jest pierwsze poznanie się z jordańską herbatą. Ta akurat była z miętą.
Jordańska herbata z mięta nie ma jednak nic wspólnego z naszą miętową herbatą. Udaje się wyczuć herbatę cejlońską, ale zioła jakich jordańczycy używają, by nadać charakterystyczny smak są naprawdę wyjątkowe. Zresztą – teoretycznie jest to cały proces parzenia herbaty, to nie tylko wrzucenie torebki do kubka. Nie udało mi się jeszcze znaleźć czasu w Polsce na próbę zrobienia takiej, ale pewne zioła zostały kupione. Jak mi się uda odtworzyć ten smak – na pewno wrzucę na bloga.
Po jakimś czasie wróciliśmy do naszych pokoi, ale układ był taki, że mieliśmy pomiędzy nimi kawałek miejsca. Późnym popołudniem już zacieniony, gdy temperatura spadła idealnie nadał się do tego, by rozłożyć tam koce i usiąść wspólnie. Do planszówek w stylu „Doble”, które wzięliśmy chociażby. By porozmawiać o pierwszych wrażeniach, o planach na kolejne dni. Ta sjesta sprawiła, że czas do kolacji minął szybko, ale i przyjemnie. Jeśli miałbym porównać to do trekkingu w słońcu – wybraliśmy lepiej chociaż trekking lubię.
Kolacja w Wadi Dana Lodge
O wyznaczonej godzinie kierujemy się do stołówki. Częstujemy się znowu herbatą, jest nieziemska jak parę godzin temu. Niedługo później na dlugie stoły wjeżdża jordańska kuchnia. Można sobie wziąć wszystkiego po trochu, a następnie jak już będziemy wiedzieć co nam przypadło do gustu – nałożyć więcej. Nie ma sensu marnować jedzenia.
To nasze drugie spotkanie z kuchnią jordańską. Większy przegląd niż wczorajszy w Madabie, ale zaczynamy dostrzegać pewne podobne smaki. Każdy z nas wybiera sobie ulubione danie i łącznie spędzamy na kolacji godzinę. Po tym warto udać się na koniec ulicy w wiosce Dana, by obejrzeć zachód słońca. Pomimo, że korzystają z tego turyści to jest tam może kilkanaście osób. Żadnego głośnika Bluetooth, żadnych głośnych rozmów – po prostu chill.
Wieczór w wiosce Dana
No właśnie, ale co po kolacji? W wiosce nie znajdziemy żadnego miejsca gdzie można by się przejść więc wracamy do naszej miejscówki między pokojami. Koce rozłożone, „Doble” rozdane. Przy okazji sprawdzamy kilka rzeczy, które udało się kupić w Al-Karak – lokalny alkohol. Nie znajdziemy tego w sklepach, ale GoogleMaps podpowiada kilka miejsc na zapytanie „Liquor Store”. Nie wyglądają jak Żabki, nie wyglądają nawet jak monopolowe, ale znajdziemy tam z reguły całkiem niezły asortyment. Patrzcie tylko na moc, bo na początku chciałem wziąć kilka piw, ale jak zobaczyłem, że procent waha się od 7 do 20 to jednak mierzcie siły na zamiary. I temperaturę.
Podsumowanie
Teoretycznie odwiedziliśmy tylko zamek Al-Karak i wioskę Dana. Nie udaliśmy się na żaden trekking. Ale czasem tak trzeba. Zwłaszcza, że jutrzejszy dzień zaczynamy wcześnie, a planowana atrakcja będzie jednym z najlepszych momentów całej wycieczki.
Sprawdź następny dzień wycieczki: „Jordania 2022 – Doba na niesamowitej pustyni Wadi-Rum„.
3 myśli na temat “Jordania 2022 – Zamek Al-Karak i sjesta w Rezerwacie Dana”