Lidzbark Warmiński – czy aby na pewno warto?

Dzień szósty naszego urlopu „Warmia i Mazury na tydzień„.

Zaczyna się już druga połowa naszego urlopu i powoli trzeba się kierować ku zachodniej strony województwa, by powrót do domu zajął zaledwie kilka godzin. Mamy tutaj do zaliczenia kilka najważniejszych atrakcji, by ostatecznie znaleźć się w Lidzbarku Warmińskim – rekomendowanym do odwiedzin przez znajdują się zamek. Gdzie okazało się, że jechaliśmy bez sensu, a co zrobiło na nas wrażenie? Przyjemnej lektury! 🙂

Piramida w Rapie

30 kilometrów od miejscowości Gołdap znajduje się grobowiec pruskiego rodu zbudowany ponad 200 lat temu. Właściciel majątku rodowego zafascynowy Egiptem postanowił, że chciałby pozostawić po sobie coś symbolizującego jego zainteresowania i tak powstał właśnie ten budynek. Zostało w nim pochowanych 7 osób (w tym pomysłodawca) i co ciekawe uległy mumifikacji.

Piramida w Rapie

Historycznie budynek nie miał szczęścia. W 1945 zniszczony przez wojska Armii Czerwonej w efekcie czego przez kolejne dziesięciolecia został pochłonięty przez las. Szczęścia nie miały również ciała – zostały pozbawione głów. Do tej pory nie jest jasne czy właśnie przez żołnierzy, czy przez zabobonną ludność wierzącą, że to właśnie zmumifikowane ciała sprzyjają chorobom zwierząt czy może w końcu przez najzwyklejszą dewastację miejsca. Jeszcze nieco ponad 10 lat każdy mógł wejść do środka i rozgrzebać trumny.

Właśnie dopiero w 2010 roku przypomniano sobie o tym, że może to stanowić atrakcję turystyczną i przygotowano miejsce z funduszy Lasów Państwowych. Mamy dwa parkingi – jeden, raczej prywatny dokładnie naprzeciw ścieżki do Piramidy (prosta ścieżka, grobowiec widać z ulicy), drugi leśny i darmowy nieco dalej.

Czy warto to miejsce odwiedzić i nadrabiać nieco kilometrów? Moim zdaniem nie. Nie jest przesadnie imponujący, wielkością (poza wysokością blisko 16 metrów) nie odbiega od niektórych grobowców na większych cmentarzach i w zasadzie nie ma tam nic poza „Zobacz i jedź dalej”.

Węgorzewo – pomysł niezły, wykonanie ?

Teraz kierujemy się do Węgorzewa, a samochód zostawiamy obok Muzeum Kultury Ludowej. Miasteczko słynie przede wszystkim z krzyżackiego zamku, który znajdując się w prywatnych rękach nie jest udostępniony, ani warty uwagi. Poza tym mamy tam Muzeum Tradycji Kolejowej oraz stanowi jeden z trzech głównych portów Żeglugi Mazurskiej. Zatem – czy warto?

Muzeum Kultury Ludowej przedstawia swoje zbiory baaardzo kompaktowo i w pigułce. Obsługa była nawet nieco zaskoczona naszą chęcią zwiedzenia przybytku przez co chwilę musieliśmy poczekać na przewodnika, ale to żaden problem. Problem polega natomiast, że to jedno z wielu muzeów, które nie mają nic specjalnie unikalnego dla turysty. Lubimy konkretny, a w zasadzie zalicząc Muzeum Budownictwa Ludowego dnia pierwszego (TUTAJ), w Węgorzewie nie natrafiamy na kompletnie nic nowego. Szkoda czasu więc.

Plusem jest za to to, że zaraz obok wspomnianego Muzeum jest port na który możemy rzucić okiem. Ale tutaj też – w kontekście Krainy Wielkich Jezior to nic nadzwyczajnego.

Nieco zdemotywowani chcieliśmy jeszcze podjechać do Muzeum Tradycji Kolejowej, ale niestety jest czynne tylko w godzinach 12 – 16, a my byliśmy wcześniej. Wobec tego nie pozostaje nam nic innego jak kontynuować podróż. Na razie więc nie polecamy Węgorzewa z małą gwiazdką, że nie udało się sprawdzić Muzeum Tradycji Kolejowej.

Leśniewo Górne i Leśniewo Dolne

W nawigację wrzucamy „Leśniewo Dolne”. Zaraz obok konkstrukcji znajduje się prywatny parking gdzie za piątaka możemy zostawić auto i zobaczyć obie śluzy wodne. Innych miejsc do zaparkowania raczej nie ma więc miejcie gotówkę!

Wspomniane obiekty hydrologiczne to pozostałości po planach niemieckiego okupanta, który planował połączyć Mazury z Bałtykiem za pomocą wielu takich śluz. Po co? Cele turystyczne, cele transportowe, a potem doszły cele militarne. Na Mazurach według zapowiedzi Niemcy planowali utworzyć stocznię produkujące łodzie podwodne, które oczywiście były potrzebne na Bałtyku i dalej.

Leśniewo Dolne jest ukończona w zaledwie 15% i jest 30 sekund marszu od parkingu (a dosłownie zejście po schodach). Nieco pozwala sobie uzmysłowić za co zabierali się pomysłodawcy tego projektu, ale dopiero kilkuminutowy spacer na drugą ze śluz da nam nieco pozwoli nam rozwinąć skrzydła wyobraźni.

Śluza Leśniewo Górne pomimo swojej imponującej wielkości została ukończona w 30%. Aktualnie wykorzystywana na potrzeby parku linowego, ale nawet bez tego zwiedzanie jest dość ogólne. Bez wątpienia jednak najbardziej charakterystycznym fragmentem jest miejsce po mosiężnej nazistowskiej gapie – godle III Rzeszy. Wg legend godło było zamontowane i zostało albo strącone i leży na dnie kanału, albo ktoś się pokusił na kradzież. Zważając na wielkość – to musiała być szerzej zakrojona akcja jeśli rzeczywiście to prawda!

A zatem – tak, warto odwiedzić Leśniewo Górne. To dość charakterystyczny obiekt zapadnie nam w pamięć i pozwoli sobie nieco wyobrazić jaki potencjał kryje transport śródlądowy jeśli idą za nim idee.

Święta Lipka – Częstochowa północy

Po drodze do Lidzbarka zatrzymujemy się przed bazyliką w Świętej Lipce. Dlaczego skoro dobrze wiecie, że za kościołami specjalnie nie przepadam? Święta Lipka już od średniowiecza stanowi ważny punkt na katolickiej mapie kraju. Około 100 tysięcy osób rocznie odwiedza to miejsce i nazywane jest właśnie Częstochową północy. A nikt nie ma wątpliwości, że Częstochowa jest ciekawa więc sprawdźmy i to.

Święta Lipka

Zwłaszcza, że nie tylko kościół tutaj mamy, aczkolwiek zachęcam do zajrzenia do środka – jak w większości kościołów trochę za dużo złoconych elementów dla mnie. Bardzo przyjemnym doświadczeniem jest za to spacer krużgangowym obejściem dookoła świątyni. Przy znikomej liczbie turystów na jakich trafiliśmy to miejsce mogło się podobać.

Nie wskażę jednak Wam konkretnie czy warto się zatrzymać. Widać, że miejsce jest nastawione na turystów (płatny parking przed bazyliką), restauracje naprzeciw, płatne toalety). Jeśli macie przyjemną, leniwą przejażdżkę, a na parkingu nie ma tłumów – możecie dać temu szanse. Przy większej frekwencji ja bym natomiast odpuścił.

Zamek Reszel czyli miejsce spalenia ostatniej czarownicy

Nawigujemy teraz na zamek w miejscowości Reszel. Parking znajdziemy pod samym zamkiem, nie musimy auta zostawiać na rynku urokliwego miasteczka. Dlaczego urokliwego? Bo to oryginalny średniowieczny układ, warto zanotować w pamięci jak będziecie przejeżdżać.

„To kolejny krzyżacki zamek…” powiedzą niektórzy znudzeni. I tak, bo to rzeczywiści kolejny krzyżacki zamek. I nie, bo to odrestaurowany budynek, który częściowo przeznaczony jest na usługi hotelowe (można wynając komnaty!), na restaurację oraz co nas interesuje – na punkt widokowy w wieży oraz narzędzia tortur. Nie żebyśmy uwielbiali tortury, ale uwielbiamy kiedy ktoś jest w stanie przyjąć motyw przewodni jakiegoś miejsca zamiast „Wszystkiego po trochu czylli nic konkretnego nie zapamiętasz”.

W gotyckich wnętrzach poczytamy i rzucimy okiem z bliska na wymyślne wynalazki, które nakłaniały przymuszonych użytkowników do określonych działań. Oczywiście tematem głównym były podejrzenia o czary i to właśnie tam, w Reszlu, 210 lat temu dokonano ostatniego spalenia w Europie. Na przypomnienie tego faktu w 2009 roku zorganizowano inscenizację wydarzeń, ale dwa lata później, w 2011 już akcja została oprotestowana jako forma dyskryminacji kobiet i się nie odbyła.

Może to nie muzeum na wizytę z dziećmi, a lektura działania niektórych rzeczy wywoła ciarki to pozwala to spojrzeć nieco szerzej na to do czego zdolny jest człowiek w imię idei. Nawet jeśli te idee wkraczają w czyjąś wolność. A może z drugiej strony za mało się o tym mówi, gdy słyszymy o coraz większej polaryzacji w dyskusjach w naszym kraju? Moim zdaniem zdecydowanie warto, ale pora jechać dalej.

Lidzbark Warmiński – finał naszego dnia

Docieramy do miejsca noclegu i meldujemy się, by mieć to odhaczone. Pora na spacer uliczkami Lidzbarku Warmińskiego. Miasteczko to szczyci się przede wszystkich zamkiem mieszącym muzeum (zamknięte w czwartki, odwiedzimy jutro rano TUTAJ). Zbudowany na planie kwadratu o boku 48,5 metra wraz z naprawdę ładnym przedzamczem w którym jest 4 gwiazdkowy hotel to przykład dobrego współdziałania historii i nowoczesności.

 

Miasto nazywane jest także Wenecją Północy, a właśnie przy wspomnianym hotelu można znaleźć gondole. Poza sezonem jednak kompletnie nie do użytku więc kontynuujemy spacer po małym miasteczku położonym w zakolu rzeki Łyna. Najwazniejszymi punktami tego miasta (poza zamkiem) są: Wysoka Brama (w maju ’21 w remoncie), Bulwar Lidzbark Warmiński gdzie można sobie odpocząć (nieco przypomniało mi to Park centralny z Olsztyna) oraz odrestaurowana Oranżeria Kultury będąca dawnym pawilonem ogrodowym biskupów. Można również zobaczyć orbitalną fontannę.

I… to w zasadzie tyle. Miasto, które szczyci się zamkiem i tytułem Wenecja Północy jest do przejścia w 30min + jutrzejsze wejście do zamku. Spróbujmy zatem coś zjeść i wstępnie wybrać coś na wieczór. Zwycięzcą obu kategorii okazała się… „Chata smaków”. Podczas późnego obiadu nasza dwójka stanowiła połowę klientów, a wieczorem byliśmy sami. Widać, że knajpka dopiero zaczyna działać po lockdownie (jeszcze byliśmy w czasie gdy można było korzystać tylko z ogródków), ale zaangażowanie uczącej się obsługi widać i należy to docenić. Dobra robota! Poza tym warto pozytywnie ocenić ogródek – bardzo przyjemnie urządzone miejsce gdzie w każdy wieczór widziałbym mieszkańców, którzy wyskoczyli na piwo bądź dwa. Niestety byliśmy sami.

Wróciliśmy do hotelu nieco odpocząć, by potem wyjść na wieczór jeszcze na piwo. Po deptaku szybko przemknęły dwie czy trzy osoby i to w zasadzie tyle z ruchu ludzi w najściślejszym centrum miasta. Wobec tego nie mieliśmy już sił na poszukiwanie otwartej knajpy i ponownie udaliśmy się do Chaty Smaków, do tego samego przyjemnego ogródka.

Nocleg

Booking.com zaproponował nam Hotelik Kopernik. Obiekt lata świetności ma już za sobą i nie zachwyca specjalnie. Na najwyższym piętrze może niektórym przeszkadzać zapach drewna z którego zbudowany jest strop. Nie ma też windy i styl generalnie był odświeżony jakieś kilkanaście lat temu, a pojedyncze łóżko (na którym na szczęście nie spałem) trzeszczało przy każdym poprawieniu pozycji. I pomimo tych wszystkich niedogodności to miejsce w którym… spało nam się najlepiej podczas urlopu i obudziliśmy się bardzo wypoczęci. Poranek uzupełniło śniadanie w cenie noclegu, które dało nam siłę na jutrzejsze atrakcje. Także – nie taki zły wybór jak się okazuje 😉

Podsumowanie

Dość trudne podsumowanie, by pozostawić Wam miejsce i chęci do dalszego zwiedzenia. Na pewno wartym uwagi jest Zamek Reszel oraz śluzy w Leśniewie. Święta Lipka przy nielicznych turystach również może się pokazać z dobrej strony. I odwiedźcie kiedyś Lidzbark Warmiński, ale wybierzcie mądrze czy aby na pewno chcecie tutaj nocować. A piramidę w Rapie możecie odpuścić… 🙂

Jedna myśl na temat “Lidzbark Warmiński – czy aby na pewno warto?

Dodaj komentarz