Park Żerkowsko-Czeszewski rowerem? To zależy…

Czas przyznać, że generalnie kategoria Trekking na weekend i realizowane z nią wizyty w Parkach Krajobrazowych powinny zostać przemianowane na Las na weekend. Tytułowy park jest kolejnym (po PK Chłapowskiego) gdzie stwierdziłem, że lepiej wybrać się tutaj rowerem zamiast spaceru po lasach. Z jednej strony dlatego, że większe skupisko leśne jest tylko na południe od Miłosława (ale szczerze mówiąc dość ubogie w szlaki), z drugiej sam obszar Żerkowsko-Czeszewskiego Parku Krajobrazowego jest trochę większy i na spacerze zobaczylibyśmy zaledwie wycinek. Zatem – do dzieła i dlaczego to nie takie proste:

Pakuję rower do auta i ustawiam nawigację do Miłosława. 50 kilometrów, prosta droga, częściowo przez S11, a częściowo dobrej jakości DK11. Jedzie się przyjemnie, bezpiecznie i po niecałej godzinie jestem na miejscu. Najlepiej zatrzymać się przy Szkole Podstawowej im. Wiosny Ludów. Jest tam duży parking gdzie bez problemu będziemy mogli zostawić auto bez opłat, przygotować się do zmiany pojazdu i drogą w lewo wybrać się do pierwszej atrakcji Parku Krajobrazowego czyli zameczku myśliwskiego Darz Bór (stosowny i duży drogowskaz jest za szkołą jadąc od Poznania). Teoretycznie prowadzi do niego czerwony szlak, ale generalnie jest problem z oznaczeniem na drzewach. Raz się pojawia w miarę czytelny znak, by potem go nie zobaczyć przez długie kilometry. My zatem podążamy za reklamami do zameczku  i wjeżdżamy w bramę na jego teren. Chwila na obejrzenie, pamiątkowe zdjęcie, ocenienie czy nam się podoba czy nie i wracamy tą samą bramą którą wjechaliśmy, ale tym razem, tuż za nią skręcamy w lewo. Kawałek w dół i skręcamy w prawo, by parę minut później dojechać do drogi asfaltowej.

Ja tutaj pojechałem do miejscowości Chrustowo zgodnie z czerwonym szlakiem, ale nie polecam. Z Chrustowa do Mikuszewa jest polna droga z tak sypkim piaskiem, że miałem wrażenie, iż trafił tam dosłownie z plaży. Jazda rowerem w nim nie sprzyja pokonywaniu kilometrów więc po dotarciu do drogi asfaltowej (z końcem poprzedniego akapitu) lepiej jednak skręcić w prawo, by wrócić do drogi numer 441 i nią szybko dojechać do Mikuszewa.

Stamtąd kierujemy się na Nową Wieś Podgórną i korzystamy z oznaczeń czarnego szlakiem – to już widać trochę lepiej, ale generalnie można przyjąć, że nie zbaczamy z asfaltowej drogi. Kilometry mijają szybko, przyjemnie, ruch niewielki – idealne miejsce do turystyki rowerowej. Zwłaszcza, że niedługo później docieramy do rzeki Warty przez którą przeprawimy się bezpłatnie kursującym tam promem. To taki szczegół, atrakcja, która pozwoli sobie przypomnieć, że wcale nie potrzeba mostów czy kładek, by przedostać się przez rzekę.

Po drugiej stronie rzeki mamy wieś o nazwie Pogorzelica z ceglaną strzelistą wieżą kościoła. Obserwujmy drzewa uważnie, bo będziemy musieli skręcić w prawo. Cały czas będziemy jednak jechać asfaltem, a prawie zerowy ruch samochodowy i zieleń dookoła nas sprawią, że na pewno kilometry będą przyjemne. Z czasem dojedziemy do nieco większej drogi (ale również mało uczęszczaną), by dotrzeć nią do Śmiełowa. Najpierw zobaczymy skrzyżowanie dróg z przystankiem i figurą na środku, ale nie zatrzymujmy się tam. Kilkaset metrów dalej, w kierunku Żerkowa jest po lewej stronie Pałac w Śmiełowie. Przede wszystkim bardzo ładnie się prezentuje, ale warto wiedzieć, że jest tam też Muzeum Adama Mickiewicza chociaż to jeszcze nie koniec. Prócz możliwości skorzystania z oferty Kawiarenki Zosia to jest tam park i tam już koniecznie trzeba zajrzeć pomimo, że jest tam zakaz jazdy na rowerze.

Sama wielkości parku robi wrażenie, ale jak zapoznamy się z mapką na wejściu to możemy być zaskoczeni. Ogródek Zosi koniecznie trzeba zobaczyć. Wyspa też kusi. I to wszystko oplecione wąskimi alejkami wśród zieleni – to właśnie praktycznie brak miejsca na wyminięcie rowerów sprawia, że nie są tam mile widziane. Ale może traficie tak ja na kompletnie pusty park? A dodam, że nie były to skrajne godziny, ot południe w sobotę jeśli dobrze pamiętam?

Po zobaczeniu wszystkich atrakcji Śmiełowa kierujemy się na Żerków. Z pałacu mamy w lewo dość długą prostą, ale po niej będziemy mieli podjazd. Kto pierwszy ten… szybciej zobaczy punkt widokowy Szwajcarii Żerkowskiej! Po lewej stronie na końcu podjazdu mamy kilka miejsc na auta i obok schody, by wejść na skarpę. To świetne miejsce pozwala spojrzeć na okolicę z naturalnego wzniesienia. Na miejscu mamy również zadaszenie gdzie możemy chwilę odpocząć po intensywnym podjeździe oraz obrazek pozwalający zorientować się co widać w oddali – pamiętacie tą strzelistą wieżę kościoła w Pogorzelicy? Stąd też ją widać chyba, że… rośliny uprawne z pola to zasłaniają. Oczywiście nie ma co narzekać, prywatne pole, bo PTTK w Jarocinie potwierdziło, że trwa budowa platfromy widokowej ze względu na pole kukurydzy, która przesłania widok coraz bardziej. Pierwsze etapy prac są już widoczne, ale nie mam informacji kiedy ukończą.

Chwila dla oddechu, widoków i wracamy na drogę, tym razem już łatwiejszą, by dotrzeć do centrum Żerkowa. Na małym ryneczku przeczytamy o historii okolicznych miejscowości, zobaczymy, że to kolejna miejscowość Adama Mickiewicza oraz możemy zwrócić uwagę na dwa małe, ale jak najbardziej poważne drogowskazy. „Kosakowo 350” i „Kąty Wrocławskie 154” na tablicach używanych zwykle dla małych miejscowości parę kilometrów dalej. Skąd i po co? A dlatego, że z obydwoma miasteczkami Żerków podpisał umowy partnerskie i w taki oto niecodzienny sposób owe drogowskazy o partnerach przypominają.

I tutaj dochodzimy do punktu o którym podczas mojej wycieczki nie miałem pojęcia. Plan był taki, by czerwonym szlakiem (całkiem nieźle tam oznaczony), przez Bieździadów, dotrzeć do przeprawy przez rzekę, skorzystać z promu i znaleźć się w Orzechowie. Google Maps podpowiał, że plan jest dobry więc pojechałem. Asfaltowa droga zamieniła się z czasem w leśną z dość licznymi gałęziami na drodze, ale udało się w końcu dotrzeć do skrzyżowania w pobliżu Dębna. Skręcamy w kierunku rzeki i po kilkuset metrach widzimy… wyciągnięty prom na brzeg i tablice oznajmiające, że prom jest nieczynny! Widzę, że z naprzeciwka ktoś przyjechał autem, ale autem łatwiej nadrobić kilometry – zawrócił i tyle.

Najpierw spojrzałem na mapę, według mapy powinna być jakaś przeprawa przez Wartę (zielony szlak), 2-3km na zachód. Wjechałem w las i przedzierałem się przez zarośla od czasu do czasu prowadząc rower. Niestety – po znalezieniu się nad starorzeczem Warty gdzie według wspomnianej mapy powinna być przeprawa nic nie wskazywało na to, by coś miało mi pomóc znaleźć się po drugiej stronie rzeki. Wróciłem więc do drogi przy nieczynnym promie i skręciłem do Dębna. Po chwili zauważyłem gruntową drogę w lewo, tuż przed stawem z ulami na brzegu. Wiedziałem, że w tamtym kierunku biegnie linia kolejowa i owszem jest tam most, ale nie miałem pojęcia jak wygląda i jak często kursują tamtędy pociągi. Pojechałem tamtędy, bo w przeciwnym wypadku czekałoby mnie nadrobienie ok. 10km przez Nowe Miasto nad Wartą i DK11.

Aktualnie wiem, że prom został wycofany z użytku w zeszłym roku z powodu stanu technicznego. Z czasem turystów i pieszych wspomagał ponton, ale niestety w szczycie sezonu, w wakacyjną sobotę nie uświadczyłem niczego takiego. Próbowałem sprawdzić jakie są dalsze losy tej przeprawy, ale po wielu przekierowaniach po różnych urzędach nie udało mi się do tej pory tego dowiedzieć.

Po 800 metrach jazdy rowerem zobaczyłem nasyp kolejowy i spory, ponad 300 metrowy most. Wdrapałem się na wysokość torów, by ocenić czy da się w miarę bezpiecznie przejść. Lewa strona nie zachęcała, ale prawa – tak! Prawa strona miała coś w formie miejsca gdzie przejazd czy przejście były możliwe. Przeniosłem więc rower przez tory i przejechałem przez most – prócz napisanego kredą na początku „Zakaz przejazdu” nie było tam żadnych utrudnień. Jeśli wybierzecie się również tamtędy – pamiętajcie, by zachować czujność i nadzwyczajną ostrożność!

Za mostem zjechałem w prawo i dojechałem do upragnionego Orzechowa. Tam już skierowałem się z pomocą Google Maps na ulicę Jabłoniową, by nią wyjechać za miasteczko. Asfalt zamienił się w płyty i po paru kilometrach prosto, skręcie 90 stopni w lewo i znowu paru kilometrach prosto dotarłem do szerokiej drogi leśnej. Skierowałem się w prawo, stamtąd było 5-6 kilometrów do Miłosława. Niestety nie było to takie proste i szybkie, bo suchy, sypki piasek sprawiał, że średnia prędkość była znacznie niższa niż wcześniej. Wyjechałem w Miłosławie na ulicy o zabawnej nazwie Bagatelka, która doprowadziła mnie prawie do samego auta.

Podsumowanie

Blisko 60km na liczniku, sporo sypkiego piachu, poszukiwanie sposobu powrotnej przeprawy przez rzekę, by skorzystać na końcu z mostu kolejowego. W zamian dostałem ładny pałac w Śmiełowie, urzekający park, punkt widokowy Szwajcaria Żerkowska, trochę kilometrów  przyjemnymi asfaltowanymi drogami wśród lasu i Żerków – małe miasteczko gdzie można było usiąść na chwilę.

Przyznam, że nie jestem pewien czy bym się zdecydował na to mając na celu czysto rekreacyjny przejazd. Z jednej strony miejsce już znane, uniknąłbym plażowego piasku na początku. Może więc lepiej by się jechało po małych opadach, w mniej suchych miesiącach? Kiedyś sprawdzę. Na razie Wam też polecam, bo pieszo nie sposób zobaczyć całego Żerkowsko-Czeszewskiego Parku Krajobrazowego, ale nie spodziewajcie się lekkiej rekreacji przez całe 50 kilometrów.

Ważne linki:

 

 

Jedna myśl na temat “Park Żerkowsko-Czeszewski rowerem? To zależy…

Dodaj komentarz