Dziesiątki odwiedzonych miejsc, projekt Poznań na weekend, a tymczasem cały czas na blogu nie było o pewnym miejscu na centralnym placu Poznania. W jednej z rynkowych kamienic, bez krzykliwych szyldów, prawie niezauważalne, mieści się Muzeum Henryka Sienkiewicza. To w gruncie rzeczy oddział biblioteki Raczyńskich, ale generalnie Poznań lubi się tym chwalić więc przyszła pora na zweryfikowanie tego miejsca.
Kiedy odwiedzić?
Pytanie „Kiedy” jest bardzo zasadne, bo już raz odbiłem się od drzwi muzeum. Obiekt jest nieczynny w poniedziałki (to raczej klasyka), ale też w niedziele i święta. Czyli wtedy, gdy na poznańskim rynku jest najwięcej ludzi (może teraz przez remont ten rytm jest zaburzony). Co więcej, w okresie wakacyjnym, jest dostępny tylko w niektóre soboty. Myślę, że to wszystko sprawia, że muzeum nie należy do TOP pod względem ilości turystów. I to pomimo śmiesznie niskiej ceny za bilet (4PLN/normalny) chociaż w 2023 pewnym niezrozumieniem jest brak płatności bezgotówkowych.
Po takiej huśtawce pozytywnych i negatywnych rzeczy wyruszyliśmy na piętra poznać kilka pomieszczeń na które składa się placówka.
Co znajdziemy w środku?
Na pierwszym piętrze wchodzimy do sali wystawowej w której poznajemy najważniejsze utwory polskiego noblisty. „Quo vadis”, „Krzyżacy”, „Ogniem i mieczem” i inne, aż po „W pustyni i w puszczy”. Ciekawostką było dla nas pokazanie komiksowych wersji tych książek do którego czytania niejako byliśmy zmuszeni przez kanon lektur. Technicznie – szklane wystawy i kilka dotykowych wyświetlaczy w tekstową treścią w języku polskim i angielskim. Pozostałe pomieszczenia już są mniej muzealne, za cel obrały sobie pokazanie jak mógł mieszkać Sienkiewicz. Mamy tam zastawy, komody, listowniki przy których pracował. To wszystko jednak jest tylko pokazowe. Oczywiście, każdy mebel, każde zdjęcie ma prosty podpis, ale nic poza tym.
Nie ma tam żadnej historii, która pozwoliłaby lepiej zapamiętać fakty z życia Henryka Sienkiewicza. Liczby, tam są ważne liczby i daty. Niestety, ale metodyka wystawy tego skojarzyła mi się bardzo z położonym w przeciwległym końcu poznańskiego rynku – Muzeum Instrumentów Muzycznych. Podobieństwa dodawał fakt, że w ślad za nami (bo tylko my byliśmy w placówce) chodziła pani, która zapalała i gasiła światła. Bez próby opowiedzenia jakiejś historii, zaangażowania turystów. Takie gaszenie świateł niestety, ale mimowolnie prowadzi do tego, że turysta czuje, że jak wyjdzie, to pani też będzie mogła sobie usiąść więc nawet nie chcesz przedłużać tej wizyty.
Wg strony muzeum ostatnie wejścia odbywają się 45min przed jego zamknięciem. Trudno powiedzieć w jakim celu, bo to muzeum można dosłownie przebiec w 15min, a nawet jak chwilę zgłębicie temat przy wystawach to zejdzie Wam z 30 minut.
Skąd w ogóle Muzeum Sienkiewicza w Poznaniu?
Jednym z podstawowych pytań, które sobie zadawałem było – dlaczego w Poznaniu na Muzeum w centrum miasta wybrano biografię Henryka Sienkiewicza. I tak poznajemy bohatera dzięki któremu ten zbiór powstał. Ignacy Moś był dawnym kupcem, zachwycony twórczością Henryka Sienkiewicza. Uratował on jednego z synów Henryka przed wywiezieniem do obozu koncentracyjnego przez co otrzymał między innymi Quo vadis z osobistą dedykacją od autora. Generalnie Ignacego bez wątpienia można określić mianem społecznika, a otrzymane tytuły tylko potwierdzały jego próby czynienia tego świata lepszym.
Podsumowanie
Trudny akapit. Z jednej strony w muzeum nie ma praktycznie nic co by sprawiało, że to muzeum warte polecenia w tych czasach. Konkrety wymieniłem wyżej. Z drugiej – noblistów mieliśmy niewielu i dobrze byłoby poświęcić każdemu z nich chwilę, zwłaszcza za tak śmieszną cenę. Ale z kolejnej strony – jak długo można afiszować się nazwiskiem wielkiego pisarza oferując coś nisko-średniej jakości?
Zwiedzałem też to z dziewczyną, która pamiętała jeszcze to muzeum sprzed remontu, co nieco mi opowiedziała. Po latach oceniła, że kiedyś muzeum może było mniej nowoczesne, ale było bardziej… „autentyczne”? Może tak, osobiście nie potwierdzę, nie byłem. Ale bez wątpienia to miejsce totalnie nie wykorzystuje swojego potencjału. A wystarczyłoby dodać historię o Ignacym Mosiu opowiadającym o Sienkiewiczu jego słowami. To najwyżej miesiąc kreatywności po godzinę dziennie. A może takie projekty w pewnych miejscach kosztują tysiące złotych? Może po prostu publikując to wszystko za darmo, mógłbym pisać takie historie za takie pieniądze?
A może chodzi o postawione cele dla pracowników? „Ty sprzedajesz bilet i zapraszasz na wystawę wskazując na schody”, „Ty chodzisz za turystami i obsługujesz włączniki świateł” – zwłaszcza to drugie brzmi strasznie, ale patrząc z boku trochę tak wygląda obsługa niektórych muzeów.
A nigdy, w żadnym miejscu w którym człowiek styka się z drugim człowiekiem nie będzie dobrej obsługi klienta jeśli w instrukcjach dla pracowników centralnym punktem będą żarówki, a nie człowiek.