Valletta – czy jest taka piękna i zjawiskowa jak ją opisują? Bonus: Narodowe Akwarium Malty

Drugi dzień wycieczki – Styczniowa Malta w 5 dni – czy nie było za zimno, czy wszystko zwiedziłem?

Na śniadanie zeszliśmy o 08:30, by nieco ponad godzinę później już być na przystanku w oczekiwaniu na autobus, który zabierze nas do stolicy Malty – Valletty. Czas podróży to około godzina. To właśnie często przez jej pryzmat ukazywana jest Malta w ulotkach reklamowych. Co warto wiedzieć? Ile czasu potrzebujemy? Jakie są najważniejsze atrakcje? Zapraszam do lektury

Zabytkowa część Valletty

To co trzeba koniecznie zauważyć to fakt, że ta turystyczna część miasta jest skupiona na bardzo niewielkim obszarze. Zaczynając od Fontanny Trytona przed Bramą Miejską mamy w linii prostej do Fortu Saint Elmo zaledwie nieco ponad kilometr. Uliczki odchodzące w lewo i prawo od niej też nie są przesadnie długie także jeden dzień nam w zupełności wystarczy na wszystkie atrakcje. Warto jednak wiedzieć, że w moim planie Vallettę mieliśmy raz jeszcze – w ostatni dzień z uwagi na wylot wieczorem ok. 21:00 plan zakładał pozostawienie gdzieś bagaży i spacery tutaj oraz w maltańskim trójmieście (o tym więcej będzie we wpisie z piątego dnia – „Valletta po raz drugi – płyniemy do Trójmiasta”).

Trasa spaceru i gdzie musicie być w południe?

Pomimo niezwykle turystycznego nastawienia atrakcje samej stolicy możemy policzyć na palcach dwóch rąk, ale niektóre to dosłownie punkty na trasie spaceru. My zaczęliśmy nasze zwiedzanie przejściem Valletty do samego końca, do fortu w którym mieści się Narodowe Muzeum Wojny. Tego akurat nie zwiedziliśmy, bo we wtorki jest nieczynne. Następnie skręciliśmy w prawo, by dotrzeć do Dolnych Ogrodów Barrakka w którym możemy chwilę odpocząć. Byle nie za długo, bo naszym celem są Górne Ogrody Barraka do których musimy dotrzeć do południa czyli 12:00.

Górne Ogrody Barrakka

Wejście na ich teren kosztuje 2€ za osobę, a wszystko po to by zobaczyć oraz usłyszeć wystrzał z najprawdziwszej armaty! Codziennie o 12:00 oraz 16:00 jest pokaz związany z przygotowaniem do wystrzału i w końcu odpaleniem jednej z armat. Styczniowego wtorku ludzi było na tyle, że spokojnie można było wszystko widzieć z bliska. Jestem ciekaw czy w sezonie też jest taki „luz”. To jednak co na pewno zapadnie w pamięć to odgłos wystrzału i tutaj uwaga dla rodziców z dziećmi – na taki huk dzieciaki różnie mogą zareagować. Tak czy siak jednak – zdecydowanie warto również dla samego widoku na zatokę z tego miejsca.

Konkatedra św. Jana

Podobno na Malcie kościołów jest 365 – tyle ile dni w roku. Z reguły nie są one totalnie celem moich podróży, ale konkatedra jest podobno „must see”. Wejście tanie nie jest (15€/osoba), ale dostajemy audioprzewodnik, który obsługuje język polski. Chociaż lektorka werwy i ciekawości ma niewiele delikatnie mówiąc to przybliża nam historię tego miejsca. Miejsca, które zrobiło wrażenie nawet na mnie. Chociaż z reguły wolę ceglane, klasyczne mury to bogactwo maltańskiej konkatedry sprawiło, że spędziliśmy w środku ok. 45 minut zaglądając gdzie tylko się da chociaż przyznaję – raczej swoim tempem niż tym dyktowanym przez audioprzewodnik.

Konkatedra św. Jana

Co warto wiedzieć o miejscu? Podobno to jeden z najlepszych przykładów późnego baroku w Europie. Jeśli jednak nie przemawia do Ciebie barok czy analiza obrazu to na przykład mnie zaskoczyła pozytywnie sama nawa, niezwykle kolorowa i różnorodna posadzka upamiętniająca rycerzy Zakonu Maltańskiego i osiem kaplic poświęconych językom zakonu. A tam możemy znaleźć takie perełki jak język Aragornii, Owernii czy Prowansji.

Podsumowując – jedna z najważniejszych atrakcji Malty i jedno z miejsc, które rzeczywiście odnoszą się do Zakonu Maltańskiego, bo tego wydaje się, że nie było tak dużo patrząc z perspektywy czasu. Zwłaszcza, że inna atrakcja – Pałac Wielkich Mistrzów – okazał się być niedostępny w dni kiedy byliśmy.

Lascari War Rooms – czy to tylko militarna ciekawostka?

Jak pisałem we wczorajszym wpisie, Malta została bardzo doświadczona podczas II Wojny Światowej. Jej strategiczne położenie sprawiło jednak, że odgrywała niebagatelną rolę w tym rejonie świata. Właśnie dlatego Wielka Brytania utworzyła kompleks tuneli i pomieszczeń odpornych na naloty bombowe. Za czasów wojny służyły one jako kwatera główna obrony wyspy, ale co istotne była wykorzystywana również wiele lat później. Dopiero w 1977 roku (30 lat po wojnie!) miejsce, które użytkowało NATO zostało oddane Malcie, a wojskowi Paktu wynieśli się do Włoch.

Teraz służy jako atrakcja turystyczna. Bilet kosztuje 14€ za osobę oraz możemy wziąć audioprzewodnik, ale ten niestety nie ma języka polskiego. Generalnie znajomość angielskiego jest wymagana, by wynieść z miejsca nieco więcej niż tyle co można zobaczyć za darmo w internecie. Opisy pozwalają nieco bardziej przybliżyć co tam się działo w poszczególnych okresach oraz dlaczego to w ogóle miało szansę funkcjonować. A co tak naprawdę znajdziemy na miejscu?

Trochę miałem wrażenie jakby to miejsce rzeczywiście było gotowe do dalszej pracy. Pomieszczenia są urządzone w realistyczny sposób jak to musiało wyglądać, a oświetlenie na ruch sprawia, że nie wszystko od razu widzimy – to daje całkiem fajny efekt. Gdzieś zobaczymy zwykłe biuro, gdzieś pokoje w którym przechwytywano komunikaty radiowe przeciwnika. W najważniejszych pomieszczeniach zobaczymy makiety na którym wojskowi podejmowali niełatwe decyzje na planszy, która wygląda dosłownie jak ta do gry w statki. Tyle, że znacznie, znacznie większej niż 10 kratek na 10 szkolnego zeszytu.

Lascari War Rooms

14€ za najwyżej 30 minut zwiedzania. Niemało, ale miejsce jednak wyjątkowe. Chociaż to, że jest wyjątkowe nie sprawia, że zainteresuje każdego. Jeśli nie interesują Was militaria czy sposób działania takich systemów (również kwestia organizacyjna czy rozwiązania, które pozwalają lepiej podejmować decyzje) to sugerowałbym pominąć to miejsce. Ale jeśli chcecie zobaczyć na żywo pomieszczenia strategów wojennych, które na pewno widzieliśmy w filmach to wpadnijcie.

Inne ważne miejsca

Gdybyście mieli znacznie więcej czasu i jeszcze koniecznie chcieli coś zwiedzić to możecie rozważyć jeszcze Narodowe Muzeum Archeologiczne położone przy głównym deptaku Valletty bądź spacer do starych budynków portowych w których teraz zadomowiły się restauracje (Valletta Waterfront). Nie zwiedziłem tych miejsc, ale będąc w temacie archeologii warto wiedzieć, że niedaleko Valletty, w Tarxien, możemy odwiedzić megalityczne budowle liczące tysiące lat. To nie do końca pasowało do tematu luźnej wycieczki z zimowej Polski więc osobiście odpuściłem zwłaszcza, że cena biletów jest wysoka.

Gdzie zjeść w Valletta?

Dwa dni byliśmy w tym miejscu i dwa razy szukaliśmy ciekawej knajpy w znośnej cenie. Finalnie dwa razy wylądowaliśmy w Food Markecie czyli TUTAJ. Koncepcja znana z największych miast – hala, na środku stoliki, a dookoła kilkanaście miejsc z kuchnią z całego świata. Każdy zamawia na co ma ochotę i tyle. Bez zbędnych dyskusji czy ktoś znajdzie coś sobie w menu danej knajpy. Jakość również zdecydowanie na plus. Pizza naszych towarzyszy wyglądała naprawdę dobrze (i mówili, że taka jest). My natomiast poszliśmy w kuchnię meksykańską i tacosy – były to jedne z lepszych jakie jadłem i jeśli trafię do Valletty to na pewno tam wpadnę!

Narodowe Akwarium Malty – warto bez dzieci?

Teoretycznie tego nie było w planie, ale w Valletcie już więcej nie było gdzie chodzić, na Trójmiasto było za mało czasu więc postanowiliśmy się przejechać do atrakcji, której ulotki zauważyliśmy na samym lotnisku. Warto również zauważyć, że etui do kart komunikacji miejskiej z zakupu ExploreCard są niejako kuponem zniżkowym 3€ każdy co już w ogóle zachęcało do sprawdzenia tego miejsca. Tym bardziej, że miejsce to niejako jest po drodze z Valletty do Mellieha.

Podczas jazdy autobusem pogoda jednak mocno się zmieniła. Ostatni etap z przystanku musieliśmy kilkaset metrów dojść. Wiało mocno i padało. Czasem jednak drobinki wody, które w nas trafiały były inne – to fale roztrzaskiwały się o skały, bo Narodowe Akwarium Malty jest położone nad samym morzem.

Ścieżka podczas której poznajemy przeróżne morskie stworzenia zajęła nam z 45 minut. Mówię od razu, że nie jestem wodniakiem. To mój stary jest tym mitycznym fanatykiem wędkarstwa, ale mnie to nigdy nie zainteresowało. Podwodne życie za to interesuje mnie z innego powodu – bardziej naukowego – jak tak różne organizmy mogą być przystosowane do życia w prawie tym samym środowisku?! Bo tych stworzeń w Narodowym Akwarium Malty zobaczymy naprawdę wiele. Zdecydowanie warto też zatrzymać się na chwilę przy każdym ze zbiorników. Umiejętność kamuflażu sprawia, że na pierwszy, a czasem nawet drugi rzut oka nie dostrzeżemy wszystkich żyjątek. Dopóki się nie ruszą.

Generalnie wizyta nie była przesadnie droga po zastosowaniu zniżki. To całkiem dobry pomysł nawet dla samych dorosłych zwłaszcza gdy pogoda nie dopisuje. Po tym pozostała nam już podróż autobusem do naszego miasteczka z hotelem.

Podsumowanie

Zacznę odwrotnie – jak wskazałem akapit wyżej Narodowe Akwarium Malty jest całkiem fajną opcją dla każdego. Natomiast Valletta… ma swój klimat. Niepowtarzalny – fakt. Zapewne jeśli wybiorę się z kimś kto na Malcie nie był to z przyjemnością będzie się spacerować i podziwiać umocnione i ufortyfikowane brzegi zatoki, usłyszeć wystrzał z armaty. Każdego turystę wyślę do konkatedry św. Jana, a ja jeszcze tam muszę wrócić do Pałacu Wielkich Mistrzów. Natomiast nie wybrałbym tego miejsca na nocleg. Za głośno, za dużo turystów. To takie miejsce gdzie lepiej wpaść w ciągu dnia, zwiedzić, ale odpoczywać lepiej gdzie indziej.

Dodaj komentarz