Czwarty dzień wycieczki – Styczniowa Malta w 5 dni – czy nie było za zimno, czy wszystko zwiedziłem?
Tego dnia zapuścimy się w głąb wyspy. Wpadniemy do Mdiny gdzie prawie nie wjeżdżają auta i jest niezwykle cicho. Odwiedzimy chwilę później Rabat i to co ukryte pod ziemią. A na koniec jeszcze znajdziemy w kościele bombę lotniczą z II wojny światowej. Brzmi dobrze? No to zaczynamy wycieczki dnia czwartego.
Mdina – miasto ciszy
Definicje mówią, że to średniowieczne miasto, ale historia głosi, że w tym miejscu ludzie zbierali się już ponad 3000 lat temu. Mdina jednak do tej pory jest cały czas zamieszkana, ale ma jedną wyjątkową rzecz – zakaz ruchu kołowego. A przynajmniej ogólnodostępnego, bo auta tam znaleźliśmy, ale dosłownie w śladowych ilościach i żadnego w ruchu. Większy hałas robiła ekipa trzech Włochów dlatego pomimo tego, że droga od głównej bramy do punktu wiedzie na wprost – zdecydowaliśmy się skręcić w lewo, by obejść miasto trochę spokojniej.
Kiedy byłem na miejscu Mdina urzekła mnie rzeczywiście spokojem. Pomimo mieszkańców znajdziemy tam prośby o zachowanie ciszy i rzeczywiście – większość turystów stara się to respektować co buduje niesamowity klimat miejsca. Poza kościołem i Muzeum Tortur (tuż za bramą miasta, po prawej stronie) zdecydowanie najpopularniejszym celem spacerów jest taras widokowy z którego spojrzymy na wyspę. Bo Mdina pomimo swojej ciszy spogląda prawie na całą wyspę z góry. Jak dobrze pamiętacie Malta ma długość około 30 kilometrów więc nie trzeba wiele, by widzieć te miejsca w których byliśmy.
Spacer po mieście ciszy kończyliśmy w lekkim deszczu, ale i Wam nie powinien zająć więcej niż 45 minut. Zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce, jest jednym z unikalnych punktów Malty. Po spacerze, czasem posiłku, prawie wszyscy turyści wracają na przystanek i wracają, a my tymczasem przechodzimy do przylegającego miasteczka – Rabatu (nie mylić z Rabatem z Gozo).
Rabat – koniecznie sprawdź jedną długą ulicę, która doprowadzi nas pod ziemię
Po wyjściu z Mdiny bramą miasta skierujmy się w prawo, przez mały park, by dotrzeć do ronda. Jedną z atrakcji, którą mamy obok ronda jest Domvs Romana czyli rzymskie muzeum z mozaikami, ale mozaik mieliśmy dość po Jordanii. Nas jednak interesuje droga z parku w lewo (TUTAJ), która poza tym, że jest bogata w kawiarnie i knajpki to doprowadzi nas przed Bazylikę. Nie warto jednak się spieszyć, bo ulica, którą idziemy jest równie ładna, a warto zaglądać w lewo czy prawo, bo czasem można odkryć naprawdę piękne zaułki.
Bazylika nas jednak nie do końca interesuje. Za nią jest rozwidlenie, korzystamy z drogi w prawo, dalej w lewo, by dotrzeć do Katakumb Św. Pawła. Wprawdzie imiennika tego miejsca tam nie znajdziemy to legenda głosi, że właśnie w tym miejscu odpoczywał kiedy przybył na wyspę. Wracając jednak do istoty miejsca – jak pamiętacie z akapitu o Mdinie, miasto liczy sobie dobre kilka tysięcy lat. A życie miasta wymaga, by tym, którzy odeszli godnie oddać pamięć. Dopiero kilkanaście lat temu po uzyskaniu środków udało się przygotować to miejsce dla turystów. I chociaż byłem średnio nastawiony na wizytę to pogoda, dość niska cena za bilet (6€/normalny), ale przede wszystkim naprawdę świetne przygotowanie miejsca dają w rezultacie ocenę – WARTO.
Miejsce pokazuje w jaki sposób radzono sobie z pochówkiem zmarłych, jest przygotowane naprawdę dobrze – przed każdym zejściem znajduje się informacja ile osób maksymalnie tam powinno wejść (turystów), jaki jest najniższy punkt (czasem trzeba się schylić) oraz najwęższy (diety instant nie oferują, niektórzy po prostu muszą odpuścić pewne miejsca). To co robi wrażenie to ilość tych miejsc. Niby rozumiem, że to 3000 lat historii, ale dopiero kiedy wchodzi do kolejnej katakumby, widzisz ile miejsc tam jest to zaczyna do Ciebie przemawiać jaki to kawał historii. Zwłaszcza, że widzimy tylko wycinek terenu dawnego „cmentarza”.
A może przerwa?
Po wizycie w katakumbach warto sprawdzić o której odjeżdża autobus z przystanku przy parku pomiędzy Rabatem a Mdiną. Waszym kolejnym punktem będzie Mosta, idealnie nadaje się na przesiadkę wraz z atrakcją zaraz obok. Jeśli macie jeszcze chwilę w Rabacie to polecę za to włoską kawiarnię zaraz obok Bazyliki – Dulcissima (Google Maps). Idealna na coś słodkiego z kawą czy małym, włoskim bądź maltańskim piwem.
Mosta – wpadła bomba do kaplicy…
Naszym celem jest kościół. I to nie byle jaki, bo Rotunda w Moście to Sanktuarium o imponujących wymiarach niepodpartej kopuły. Dziewiąta na świecie i trzecia w Europie sprawia, że niezwykle wybija się z gęstych zabudowań centrum przesiadkowego jakim jest miasto Mosta. Na miejscu okazuje się, że bilet kosztuje 5€ za osobę, ale poza tym, że wejdziemy do kościoła, to sprawdzimy taras widokowy oraz … położony przed kościołem schron.
Taras widokowy
Najpierw to co lubimy najbardziej czyli wyżej, wyżej, by widzieć dalej, dalej. Niestety zabudowa tarasu widokowego jest taka, że nie jest punkt widokowy, który koniecznie warto zobaczyć. Praktycznie każdy o którym piszę podczas tej wycieczki jest lepszy, widać w nich więcej. Także jeśli ktoś nie ma formy, akurat mu się nie chce – traci niewiele. Aczkolwiek mamy stamtąd naprawdę dobry widok na kopułę świątyni, do wewnątrz.
Wnętrze sanktuarium
Potem zwiedzamy sam kościół starając się zachować ciszę, by nie przeszkadzać wiernym. Ciekawostką jest fakt, że na krótkiej ścieżce zwiedzania w jednym miejscu jest telewizor w którym możemy obejrzeć i posłuchać (jest język polski!) o historii Rotundy. Jeśli nie doczytaliśmy wcześniej to tutaj dowiemy się o co chodzi z tytułem nagłówka. Otóż podczas II wojny światowej i usilnych bombardowań na kościół spadła bomba. Przebiła dach, trafiła w obraz, spadła na ziemię kościoła w którym wielu ludzi szukało schronienia i… nie wybuchła. Nazwano to cudem, a nieco dalej będziemy mogli zobaczyć replikę tej bomby! I chociaż historii brzmi naprawdę dobrze to pamiętajmy, że cały czas jest to miejsce kultu. Zapewne to sprawia, że replika pocisku jest jedynie elementem w kościelnym sklepiku.
Schron – mały, ale dobrze wyposażony
Wychodzimy z kościoła i kierujemy się do schronu, którego praktycznie nikt nie pilnuje. To schron w stylu tego co widzieliśmy w Mellieha. Różni się jednak tym, że jest znacznie lepiej wyposażony co pozwala nam lepiej wyobrazić sobie jak tam wyglądało podczas nalotów. Jest mniejszy, owszem, ale to sprawia, że tym lepiej też możemy sobie wyobrazić ludzi tam oczekujących na zakończenie operacji na powierzchni. Wychodzimy z drugiej strony i tak zwiedziliśmy wszystkie atrakcje za 5€.
Rotundy w Moście nie było w planie tak naprawdę, ale nawinęła się „po drodze”. Wiele przewodników zapomina o tym, że w cenie biletu jest wejście do schronu. Tymczasem moim zdaniem idealnie nadaje się na zwiedzanie. Jest w takim miejscu, że próbując dojechać z Mellieha do Mdiny będziemy musieli się gdzieś przesiąść. I to właśnie Mosta nadaje się do tego najlepiej.
Podsumowanie
Dzień czwarty okazał się być naprawdę udany. Inspirująco cicha Mdina nieco przypominająca sielankowy charakter Rabatu z Gozo. Katakumby św. Pawła, które niby nie zachęcały, ale okazały się być strzałem w dziesiątkę, by poznać archeologię Malty. I na koniec Rotunda w Moście, totalnie z przypadku, która pokazała jeszcze schrony. Każde z tych miejsc jest ważne w historii Malty. Ceny są akceptowalne, ścieżki bez nudy – moim zdaniem to był serio udany dzień!