Południowe krańce Wielkopolski – powiat ostrzeszowski i Kępno

Wpis jest częścią serii „Powiat na weekend” gdzie sprawdzamy jakie atrakcje ma do zaoferowania każdy z powiatów w województwie wielkopolskim.

Kształt województwa wielkopolskiego i układ sieci dróg sprawia, że niektóre obszary widzimy częściej, a niektóre rzadziej. Każdy kojarzy, że trasa nad morze poprowadzi przez Piłę, na zachód to Nowy Tomyśl, a kto pamięta jak wygląda południowy kraniec tego administracyjnego regionu?

Na samym końcu znajdziemy powiat kępiński. Obszar ten ma jednak spory problem w identyfikacji swojej turystyki. Przeszukując internet, miejsc wartych zobaczenia znajdzie się zaledwie kilka w Kępnie i okolicach. A dojazd powyżej dwóch godzin nie zachęca więc zdecydowanie lepiej to połączyć z powiatem ostrzeszowskim. On za to odnajduje się w oferowaniu swoich ciekawych miejsc znacznie lepiej. Ale czy rzeczywiście warto wybrać się na taką wycieczkę? Zapraszam do lektury.

Jak zaplanować wycieczkę:

Bez wątpienia sporą część wycieczki zabrał sam czas dojazdu. Ponad 2 godziny w jedną stronę to już niemało. Stąd zdecydowanie lepiej wybrać się w te okolice w miesiące letnie, kiedy dzień jest dłuższy.

Tym razem questów nie znajdziemy. Czekają nas przyjemne spacery po miasteczkach, atrakcyjnych punktach turystycznych – moim zdaniem dużo chodzenia nie ma, a w razie potrzeby są dostępne sklepy, kawiarnie, a w największych miastach całkiem sensownie wyglądające knajpy.

Podróż na Koniec Świata!

Jeśli już zaczynamy wycieczkę to chyba możemy konkretnie prawda? W jednym z powiatów na wschód od Ostrzeszowa znajduje się osada Głuszyna-Podlas. Znacznie ciekawsza jest jednak wersja alternatywna czyli Koniec Świata! Wspominałem, że ten rejon ma pomysł turystyczny na siebie i to miejsce doskonale to odwzoruje. Osada pod lasem, miejsce na ognisko, wiata z dumnym szyldem „Chata na końcu świata”, spory parking. I dziesiątki naklejek podróżników na znaku oznaczającym wejście do miejscowości „Koniec świata”. To miejsce wyprzedziło Instagramowy marketing.

Dopisek 10/06 – zdążyłem miejsce odwiedzić jeszcze przed postawieniem pomnika przez Netflixa. Ale idealnie wpisuje się to w powyższą tezę o marketingu.

Na miejscu jak wspomniałem spokojnie możemy pozostawić auto przy miejscu na ognisko i rozejrzeć się po okolicy, pstryknąć kilka zdjęć. Ludzi niewiele, na stałe mieszka tam jedna osoba, a cała wieś składa się z dwóch gospodarstw. Czy warto? Z jednej strony to atrakcja na 5-15 minut. Z drugiej – to w końcu Koniec Świata! Moim zdaniem warto podjechać. A może sobie też uświadomić, że koniec świata jest tak naprawdę tam gdzie chcemy i innego nie będzie?

Muzeum Elementarza

Jedną z atrakcji, którą udało mi się wyszperać w sieci oraz przedstawionej na tablicy informacyjnej na Końcu Świata, jest Muzeum Elementarza im. prof. Mariana Falskiego. Niestety czynne jest tylko i wyłącznie w dni robocze więc nie dane mi było odwiedzić. A szkoda, bo to może być całkiem ciekawe miejsce na wizytę podczas takiej przejażdżki.

Doruchów – potencjał jest, czy kiedyś zostanie wykorzystany?

Doruchów to miejsce z ciekawą choć tragiczną historią. Niecałe 250 lat temu miał tam miejsce proces w którym za czary skazano 14 dziewcząt. W ten sposób miasteczko zyskało miano „polskiego Salem” tyle, że Salem – miasto w USA z podobną historią ostatniego procesu czarownic – zbudowało na tych fundamentach spory kapitał turystyczny od początków XX wieku. Tymczasem sto lat później, w 2021 roku, władze Doruchowa zastanawiają się czy to na pewno dobry kierunek turystyki… Zwłaszcza, że aktualnie nie ma tam kompletnie niczego po co warto przyjechać.

Zobaczymy w kolejnych latach co z tego wyjdzie. Jak sądzicie, coś wypali?

Ostrzeszów – Ratusz i Wieża Zamkowa

Skoro nie ma nic do roboty w Doruchowie to kierujemy się do lokalnego ośrodka centralnego czyli Ostrzeszowa. Zaparkujmy auto w miejskiej strefie parkowania w okolicy maleńkiego ryneczku, który jest naszym celem. W weekendy opłaty nie są pobierane.

Ryneczek jest maleńki, ale uporządkowany i znajduje się na nim Ratusz. O ile budynki ratuszów w Polsce mają status turystyczny prawie równy z kościołami – „Patrz i podziwiaj” – o tyle należy zauważyć, że górujący dach namiotowy wraz z zegarem świetnie pasuje do tego bardzo ścisłego miasteczka. Lubicie wąskie uliczki? To poczujecie się tutaj naprawdę dobrze.

Zwłaszcza, że zaledwie parę kroków od rynku (zalety małych miasteczek – nie trzeba się nachodzić) dotrzemy do Wieży Zamkowej. Będąca jedyną pozostałością po dawnym zamku z XIV wieku aktualnie udostępnia swój szczyt (wysokość 24 metry) jako punkt widokowy na miasto ale czynna jest w weekendy jedynie w miesiące letnie oraz w przypadku wydarzeń okolicznościowych. Ja niestety nie trafiłem na żadne z nich więc musiałem spojrzeć tylko z dołu.

Ale nawet jeśli nie chcemy wchodzić na wieżę to warto zajrzeć co znajduje się za nią – kawiarnia Alchemik z pewnością zachęciłaby mnie do wizyty, gdyby nie moje ambitne dalsze plany, a modele dawnych maszyn oblężniczych w publicznie dostępnych gablotach doskonale pasują do miejsca. W ogóle to miejsce wydaje się być świetnie zaaranżowane dla potrzeb lokalnej kultury – skojarzyło mi się to z Rawiczem.

W mieście można również podejść do Geometycznego Środka Ostrzeszowa, ale nie przekonało to mnie na tyle, by zająć się tym spacerem zwłaszcza, że akurat zaczęło przelotnie padać.

Bałczyna – 278 metry n.p.m.Bałczyna

Warto wiedzieć, że na południu wielkopolski znajduje się region zwany Wzgórzami ostrzeszowskimi. Ciągną się one aż do Krzyża Wielkopolskiego, ale to właśnie Ostrzeszów i okolice świetnie wykorzystuję jego właściwości.

Kiedy zobaczyłem w sieci atrakcję „punkt widokowy”, pomyślałem o jednej z wielu wież widokowych z lasami dookoła. Wstukałem w nawigację – Bałczyna punkt widokowy – i miałem tylko nadzieję, że będzie gdzie zaparkować. Dojazd prowadził przez okolice ładnego, miejskiego kompleksu sportowego co sprawiło, że zacząłem mieć nadzieję, że nie będzie tak źle.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że punkt widokowy Bałczyna ma do zaoferowania wszystko co powinno być. Parking na ok. 10 aut? Bardzo proszę. Podejście schodami na wzniesienia? Oczywiście. Ścieżka o mniejszym nachyleniu niż schody, dla rowerów i innych poruszających się na kółkach? Doskonale widoczna. Po zaparkowaniu auta dosłownie wbiegłem po schodach na górę i przyznam, że trochę mnie ostatnie kroki zatkały. To nie było jak na typowej wieży widokowej, że w zasadzie to widzisz już większość krajobrazu w drodze na szczyt. Nie. Tutaj dosłownie ostatnie kroki zadecydowały o tym, że poziom naszego wzroku przewyższa w końcu poziom gruntu wzniesienia i dostajemy w moment taki widok, że na usta ciśnie „Ale ładnie!”. Rzut okiem na dziwny obiekt po prawej – czy to stolik? Owszem, ale ze stylowym kompasem wskazującym przeróżne miejsca. Na usta ciśnie się „WOW!”.

I to wszystko w prawie zapomnianym miasteczku na południu wielkopolski. Odkrywanie takich miejsc sprawia właśnie najwięcej frajdy!

Kobyla Góra – 284 metry n.p.m.

Skoro niższa Bałczyna zrobiła na mnie takie wrażenie to nie ma opcji – Krzyż milenijny na jeszcze wyższym wzniesieniu musi być kapitalny – z takim nastawieniem jechałem w kolejne miejsce. Dojazd na ostatnim odcinku jest jednak bardziej offroad’owy, ale cały czas kombi segmentu C dało radę, by zaparkować przed bramą. Bramą Świętego Jana Pawła II. Że co? No tak, bo okazuje się, że nie postawiono tutaj tylko Krzyża Milenijnego czyniąc ze wzniesienia wielkopolski Giewont, ale zrobiono całe miejsce sakralne w stylu polowym.

Jest więc gdzie odprawić mszę, a do samego Krzyża Milenijnego trzeba się wdrapać niczym na wydmy. Otoczony gęstymi drzewami nie pozwala na podziwianie krajobrazu, a bardziej pokazuje lokalne wierzenia – czy mi się zdaje, czy ktoś próbował zrobić górę krzyży wzorem Litwy?

Nic tu po mnie w takim razie, atrakcji turystycznych i przyrodniczych niewiele. Moim zdaniem nie warto.

Kobyla Góra

Ruiny Kościoła w Pisarzowicach

Okolice na których się znajdujemy są bogate w historię wyznania ewangelickiego. Im bliżej Kępna tym więcej takich budynków. Ciekawym i polecanym turystycznie miejscem jest zbudowany na początku XX wieku kościół w Pisarzowicach. Został opuszczony w 1945 roku i przez lata podupadał. Pomimo faktu, że nadal jest polecanym miejscem do zobaczenia we wszelkich przewodnikach, od 2018 roku znajduje się w prywatnych rękach, nie można do niego wejść, a jego stan znacznie się poprawił.

Z ciekawostek ławy i dzwon z niego przeniesiono do Mąkoszyc, a organy do Mikorzyna. Poza tym – to już w ogóle ciekawostka – podejrzewa się, że był miejscem nagrania jednego z koncertów grupy Behemoth. 😉

Kępno i okolice

Ruinami kościoła zakończyliśmy powiat ostrzerzowski i możemy jeszcze zahaczyć o kępiński. Jest tutaj jednak problem o czym szerzej poniżej.

Prawie żadna z gmin powiatu kępińskiego nie firmuje swojego regionu turystycznie. Kompletnie pominięta sekcja turystyki na stronach bądź wypełniona tradycyjnymi zabytkami nie nakłaniają do wizyty z dwoma wyjątkami. Jakimi?

Gmina Rychtal – z aspiracjami?

Gmina Rychtal, o ile nie posiada ściśle atrakcyjnych miejsc, to bez wątpienia należy pochwalić za stworzenie aplikacji swojej gminy (Gmina Rychtal (iOS / Android) gdzie na czytelnej mapie możemy odnaleźć miejsca warte (ich zdaniem) do odwiedzenia. Moim zdaniem nie są jednak na tyle wyjątkowe, by specjalnie do nich jechać, ale doceniam niezwykle takie działanie.

Kępno – dlaczego ukrywasz się ze swoimi kolorami?Rynek w Kępnie

Drugim wyjątkiem do którego warto zajrzeć jest samo Kępno. Przyznam, że pojechałem bardziej z obowiązku, by pokręcić się po mieście, zobaczyć czy natknę się tablice informacyjne, bo w internecie niewiele udało się znaleźć. Auto zaparkowane na jednym z wielu parkingów (polecam ten obok kawiarni „Kawiarenka”) i ruszyłem na spacer, by po trzech minutach dotrzeć na rynek.

„Co do diabła?” – taka myśl pojawiła się kiedy zobaczyłem ogromny (jak na wielkość miasta) plac centralny. Okazuje się, że Kępno ma jeden z największych rynków w Wielkopolsce. I chociaż częściowo służy za parking dla aut, to wykorzystanie innych jego obszarów może być z pewnością wzorem dla takiego Gniezna chociażby. To nie tylko plac, ale również spory Urząd Stanu Cywilnego oraz kontrastujące czerwoną elewacją Muzeum Ziemi Kępińskiej. To ciekawe kamienice dookoła i jasne, znajdziemy tam typowe sklepy małych miasteczek, ale poza nimi są również piekarnie czy knajpy, których nie powstydziłoby się żadne duże miasto w Polsce.

Jest również sporo tablic informacyjnych, co pozwala nam się wgłębić właśnie w protestancką historię tego miasta, które miało okazję być tyglem kulturowym z ewangelikami oraz katolikami. Jest też kilka tablic o atrakcjach, ale rzeczywiście większość już widzieliśmy, bo miasto korzysta pod tym względem z bliskości do Ostrzeszowa.

Okazuje się, że warto wpaść do Kępna na rynek. Mają też bardzo ładny deptak, a kolorowe, ogromne donice sprawiają, że to nie jest „kolejne małe, szare miasto”. Zaskoczyło mnie nieźle, przyznaję. Myślę więc, że idealnie nadaje się na wizytę po powiecie ostrzeszowskim. By trochę pospacerować. By coś zjeść. Albo jak u mnie – na herbatę i ciacho w „Kawiarence”.

Podsumowanie

Pomysł późnojesiennego wypadu narodził się dość spontanicznie. Krótka lista atrakcji zwiastowała szybkie przebięgnięcie po punktach bez większego zastanowienia, a tu się okazało, że było spore WOW! To idealny pomysł na weekendowy wypad zwłaszcza jeśli lubisz jeździć autem i czasem potrzebujesz po prostu pojechać dalej – dla mnie to również relaks, a dla Was?

Dodaj komentarz