Dzień siódmy naszego urlopu „Lubelskie na tydzień 2020„.
Muzeum Wsi Lubelskiej
To lokalne coś to wizyta w Muzeum Wsi Lubelskiej. Dość dużym skansenie, który jak dojechaliśmy tam na godzinę 09:30 był prawie pusty. Dostępny i bezpłatny parking zachęca do odwiedzin i spaceru.
A jest co zwiedzać i nawet jest jakaś ścieżka zwiedzania to bardzo dużo obiektów jest pozamykanych. Pamiętajmy jednak, że byliśmy w zasadzie niedługo po zlikwidowaniu części obostrzeń wynikających z pandemii. Chatki to jedno, ale żywe zwierzęta to drugie. W takim otoczeniu zawsze dodają uroku i realizmu. Poza tym, od 7 lat dostępne jest zrekonstruowane miasteczko sprzed II Wojny Światowej. Zajrzymy na pocztę, do fryzjera czy sklepu żelaznego nie wspominając o szewcu, który na pewno był bardziej oblegany niż jest teraz. Wprawdzie plac przed budynkami wydaje się dość pusty to spacerując nie do końca zgodnie ze ścieżką trafilismy na zabytkowe konstrukcje, które może kiedyś wypełnią ten plac. Bez wątpienia jednak warto tam wpaść, by uzupełnić wiedzę o tym jak to wyglądało kiedyś. W końcu my mamy Lednicę, oni też muszą mieć jakiś skansen, to kawał historii.
Park Zdrojowy w Nałęczowie
Następnym punktem na mapie jest Nałęczów. Auto zostawiam na parkingu tuż przed jego bramą – godzina kosztuje 6PLN, a nie spędzicie ich więcej niż dwie. My uwinęliśmy się w jedną, a jeszcze byliśmy w sklepach.
Co o Nałęczowie należy wiedzieć to to, że jest uzdrowiskiem kardiologicznym. Specyficzny mikroklimat pozwala obniżyć ciśnienie krwi, a 25 hektarowy Park Zdrojowy bez wątpienia jest miejsce gdzie można spędzać godziny. Nawet jeśli było tam trochę ludzi (przypominam, my byliśmy w sobotę długiego weekendu) to jest na tyle dużo miejsca, że każdy będzie miał gdzie zrobić swój piknik.
My poświęcamy czas na spacer. Jesteśmy na wakacjach, ciśnienie w normie.
Kazimierz Dolny po raz pierwszy
Do Kazimierza Dolnego mamy ok. 25km. Tam nocleg znaleźliśmy w miejscu Nadrzeczna 55. Uprzejmy właściciel, dostępność na jedną noc, parę minut spaceru i jestesmy na Rynku – Kazimierz Dolny wcale nie jest taki duży. Dojazd, zostawiamy auto, chwila odpoczynku i zbieramy się na rynek.
I tam po raz pierwszy zderzyliśmy się z polską turystyką. Miasteczko jest ładne, nie ma co ukrywać. Zapach starych, drewnianych domów unosi się wręcz na ulicach, gdy się spaceruje pomiędzy nimi. Ale kazimierski rynek w sobotę przypominał naprawdę deptak nad morzem w szczycie sezonu. Razem z wróżkami przepowiadającymi przyszłość, razem z chińskimi zabawkami pełniące formę pamiątek. Ludzi od groma. I owszem, ryneczek ładny tylko co z tego, że to zadeptane?
Zamek i Baszta w Kazimierzu Dolnym
My kierujemy się na ruiny zamku w Kazimierzu drogą z prawej strony kościoła. W prawo będzie odchodzić droga na Górę Trzech Krzyży, ale to sobie zostawmy na jutro. Jutro rano będzie chłodniej. Wdrapujemy się do zamku i kupujemy bilet. Płatność tylko gotówką. Bez wątpienia to świetny punkt widokowy na Wisłę i sporą część Kazimierza. Same ruiny bez szału, ale wykorzystanie turystyczne w porządku. Zwłaszcza, że w cenie biletu mamy również wejściówkę na położoną wyżej basztę. Nie marnujemy takiej szansy i raz dwa wchodzimy na górę. „Jeszcze wyżej, jeszcze ładniejszy widok” sprawdza się bez wątpliwości.
Gdzie zjeść w Kazimierzu Dolnym?
Mierząc się z problemem ilości turystów bardzo ciężko znaleźć naprawdę dobrą knajpę. Wielu ludzi ocenia rzeczy nie w skali od 1 do 5, a bardziej albo 1, albo 5 co powoduje zaburzone oceny na portalach takich jak Google Maps czy Trip Advisor. My wybraliśmy Kaslik, zobaczymy co nam nam język przyniesie kazimierska wersja kuchnii libańskiej.
Pomimo paruminutowego na wolny stolik organizacja jest dośc dobra i zamówienie zostaje przyjęte. Obsługa i kuchnia też raz dwa się uwinęły i dostaliśmy to co chcieliśmy. Myślę, że to był bardzo dobry wybór. Wprawdzie smaki i przyprawy były dość delikatne, jakby chciały się przypodobać tym wszystkim masowym turystom to kompozycja była ciekawa, ze swojej strony polecam to miejsce.
Wieczór w Kazimierzu Dolnym
Wróciliśmy do miejsca noclegowego, by trochę odpocząć. W końcu ci wszyscy ludzie muszą się rozejść, nie? Temperatura trochę spadła, dało się oddychać. Podczas spaceru na rynek i dalej zauważamy, że parkingi dla przyjezdnych już pustoszeją. Spacer Bulwarami Nadwiślańskimi brzmi bardzo dobrze, można też się zatrzymać przy jednej z licznych restauracji na coś większego czy mniejszego. W pewnym momencie jednak trzeba podjąć decyzję o obrocie w miejscu, by wrócić tę samą drogą wzdłuż największej z polskich rzek.
Wracając odwiedzamy jeszcze „Altro Da Christiano” gdzie szukając relaksu na leżakach bierzemy jakąś małą przekąskę oraz coś na orzeźwienie. Dzieciaki wprawdzie trochę hałasują na małym placu zabaw, ale nie jest to przesadnie uciążliwe. Chwila odpoczynku.
Dalej kierujemy się leniwym krokiem na rynek i ulice Senatorską/Nadrzeczną. Chcielibysmy usiąść przy stoliku Kawiarni w Muzeum, ale obserwując przez chwilę totalny brak zainteresowania obsługi odpuszczamy temat. Wracamy na rynek, dojrzałem jakieś miejsce na jednym z rynkowych ogródków. Niestety – wybór piw jak zwykle mały więc wybieram najmniejsze zło. Za to ceny wysokie.
Wracamy na Nadrzeczną 55, by odpocząć. Z przyczyn czasowych nie odwiedziliśmy żadnego wąwozu z których słynie Kazimierz Dolny. Ale nie wiem czy bym chciał przy takiej frekwencji. To chyba kolejne miejsce, które warto zbadać w chłodniejszych miesiącach niż te wakacyjne.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.