Jarmark bożonarodzeniowy – za i przeciw

Ostatnimi czasy niezwykle popularne stały się grudniowe Jarmarki tuż przed Gwiazdką. Osobiście, w sumie przypadkiem, byłem dwa lata temu w Paryżu, oczywiście odwiedziłem prawie każdego roku poznański Plac Wolności, a w ostatni weekend wybrałem się do Wrocławia. Czy rzeczywiście warto skorzystać z takiej oferty na weekend? Oraz czy rzeczywiście Poznań ma tak niewiele do zaoferowania?

Klasyczną atrakcją takich miejsc jest oczywiście grzaniec w dedykowanych kubkach, możliwość zjedzenia lokalnych przysmaków oraz zakup lokalnych specjałów czy ozdób świątecznych. Nie sposób się nie zgodzić, że jest to całkiem przemyślane – zebranie w jednym miejscu rzeczy, które są tematycznie powiązane ze świętami z jednoczesnym dodaniem rozgrzewającego i smacznego niskoprocentowego alkoholu. Pewnie jeszcze większy sens to miało w dawnych czasach – przypomnijmy, że tradycja sięga nawet XIII wieku, wtedy rzeczywiście mógł być problem z zebraniem wszystkiego w jednym miejscu. Przez chwilę też się zastanawiam czy na popularność jarmarków w Polsce ma wpływ historia w nawiązaniu do długich kolejek oraz dostępności wina, ale nie skupiam się bardzo na tym.

Bardziej mnie zastanawia różnica między centrami handlowymi, a takimi jarmarkami. Jak to jest, że akceptujemy takie niebotyczne masy ludzi, które są na przedświątecznych festynach gdzie czasem trudno płynnie iść, a w przeciętnym markecie irytujemy się na kilkuosobową kolejkę przy kasie. Zaledwie pół dekady temu w sieci pojawiały się tu i ówdzie artykuły o komercjalizacji świąt Bożego Narodzenia. Komentarze z czasem zanikły, a my zaczęliśmy się zachwycać kolejnymi festynami, gdzie szczytem absurdu jest pajda chleba ze smalcem za równowartość już całkiem niezłej kanapki w dobrej burgerowni.

Z jednej strony rozumiem ideę, że grzane wino na mrozie potrafi być przyjemne. Nie sposób zaprzeczyć, ale myślę, że zdecydowanie lepiej smakuje w ciepłym mieszkaniu czy schronisku po spacerze na wspomnianym mrozie nawet jak będzie to spacer po mieście i będzie to kubek ze wspomnianego Jarmarku, który może być małym dziełem sztuki bądź w jakiś sposób symbolizować coś lokalnego, a to zawsze na plus. Parodia jednak większości polega na tym, że jadą w ciepłym samochodzie bądź taksówce po to, by wyjść na mróz, wypić wino i wrócić tym samym ciepłym autem. Szczerze? Kojarzy mi się to z pseudozwiedzaniem – pojechać, zobaczyć, wrócić i mówić, że się było.

Po sobotniej wizycie we Wrocławiu trzeba otwarcie zauważyć, że Poznań dość skromnie prezentuje swoją ofertę. Stolica województwa dolnośląskiego może się pochwalić zdecydowanie większą ilością jarmarkowych domków jednak co z tego skoro ogrom ludzi jest taki, że „spacer po Jarmarku” przypomina przeciskanie się niczym na otwarciu przeciętnego marketu z promocjami? Kolejki może nie są przesadnie długie, ale nijak nie kojarzy mi się to ze spokojem świąt, rodzinną atmosferą, a do formy „psychicznego odpoczynku” to ma lata świetlne.

A teraz poniedziałkowa wizyta na poznańskim Rynku oraz Placu Wolności dla odmiany. Totalny spokój, ludzie są, ale w ilości pozwalającej na wzięcie kubka z grzańcem i bezproblemowe przycupnięcie przy jednym ze stolików lub nawet bliżej ognia. Można też się przejść i nie trzeba się wcale o nikogo ocierać. Nikt nie zatrzymuje się w pół roku przed Tobą, nie masz wrażenia udziału w maratonie. Wystarczająca liczba kramików z prawie nieobecnymi kolejkami gdzie nikt się nie spieszy. Rzeczywiście to się może podobać i być pomysłem na luźne spotkanie w tygodniu dla lokalsów dostępne sezonowo.

Podsumowanie

Nie twierdzę, że Wrocław nie ma podobnej sytuacji w tygodniu. Możliwe, że również jest przepięknie spokojny i przez efekt skali wręcz powalający. Poznań w piątkowo-weekendowe wieczory również wygląda inaczej trzeba pamiętać. Dlatego więc bardzo mocno zastanowiłbym się nad weekendową wizytą na jarmarkach, czy nie lepiej rzeczywiście odwiedzić sobie najbliższy nam w tygodniu lub poszukać mniej znanego dla którego popularność i jakość nie okazały się zabójcze.

A może w ogóle w weekend lepiej zorganizować coś w domu? Przygotować grzaniec, przecież to nie takie trudne, zaprosić znajomych, pograć w planszówki, obejrzeć film czy po prostu porozmawiać albo w ogóle spędzić czas? Kiedy ostatnio ot tak z kimś spędzaliście czas? Nie dajmy sobie wmówić, że nie mamy czasu, nawet, a może i zwłaszcza przed świętami 🙂

Jedna myśl na temat “Jarmark bożonarodzeniowy – za i przeciw

Dodaj komentarz