Kojarzycie ludzi czymś zafascynowanych? Spotykacie się z nimi, a oni mogą godzinami opowiadać o różnych artefaktach z ich dziedziny. I chociaż pasta „Mój stary to fanatyk wędkarstwa” trochę nabija się z takich ludzi to jednak trzeba przyznać, że ich upór, często wiedza (zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nie siedzą już w tak małych bańkach informacyjnych) i ciekawość świata sprawiają, że chcemy słuchać takich ludzi, by pokazali świat, którego przeciętna osoba, by nie dostrzegła.
Jednym z takich pasjonatów jest Pan Arek, który po paru dekadach pracy w przemyśle narzędziowym postanowił podzielić się tym z innymi. Na obrzeżach Poznania, na Szczepankowie, trwają jeszcze prace, by obiekt nabrał takiego kształtu jaki Pan Arek sobie zbudował na makiecie, ale już teraz sporo pracy za nim. Zresztą wyobrażacie sobie, że chcecie zbudować swój dom to nie otwieracie katalogu tylko samodzielnie rysujecie, robicie makietę i idziecie do architekta, by przelał to technicznie na papier? W dzisiejszych czasach taka staranność jest naprawdę unikalna.
O czym jest GASPAR Muzeum Narzędzi?
Ale czekajcie – „przemysł narzędziowy”? Co to w ogóle za branża? Rozumiem oglądać wystawy samochodów, patrzeć na budynki w miastach czy parowozy w Wolsztynie. Problem polega na tym, że idziemy na skróty, bo to uwielbia robić nasz umysł. Może dostrzeżemy jeszcze ludzi, którzy musieli wykonać czy obsługiwać te przedmioty, ich historie o ciężkiej pracy. Ale ile osób w zasadzie zauważy, że… przecież nie pracowali gołymi rękami. Te słowa padły dość szybko podczas naszej wizyty, niczym Arystotelesowska „Eureka: – „Bez narzędzi w zasadzie nie byłoby szans na jakikolwiek rozwój, a wszystko zaczęło się od ostrego kamienia”.
Taką niebanalną podróż proponuje właśnie GASPAR Muzeum Narzędzi – dziesiątki mniejszych i trochę większych narzędzi. Wiele ma już znacznie więcej dekad na swoim metalowym karku niż czytelnik/czytelniczka tego bloga. Narzędzia dosłownie przeżywały pokolenia choć swój początek zaczynały niewinnie – ot coś co wygląda jak dziwne kombinerki służyło do… kruszenia cukru. Szkopuł w tym, że określeniem „dziwne kombinerki” laik może określić kilkadziesiąt eksponatów, a prawda taka każde służyło do czegoś innego. Co więcej – cel niektórych pozostaje niejasny nawet dla specjalistów z branży! A może… Wy sobie przypomnicie, że coś takiego było w narzędziowniku dziadka czy taty i dołożycie cegiełkę wiedzy?
Jakie jest praktyczne znaczenie tego miejsca?
Ale żeby nie było – nie tylko zestaw kombinerek tam znajdziecie. Choć na początku maja, idealnie skończone jest jedno pomieszczenie (z dziesiątkami narzędzi i maszyn, a prawie każde to jakaś historia, ale spokojnie – Pan Arek opowiada naprawdę ciekawostki, które zapadają w pamięć – to nie państwowe muzeum gdzie będzie encyklopedycznie opisywał każdy przedmiot), to drugie pomieszczenie się buduje, będzie też kuźnia – generalnie zaczynam się zastanawiać czy z czasem lepszą nazwą nie będzie „Narzędziowy Skansen”… Bo plany zakładają nie tylko oglądanie, ale również warsztaty. Coraz więcej osób dostrzega brak umiejętności manualnych kiedy nasza uwaga skupia się głównie na klawiaturach i dotykowych ekranach. Coraz częściej brakuje zmysłu przestrzennego. A prawda jest taka, że nasz umysł (nawet analityczny) uwielbia odczuwać kształty. A jak jest w stanie jeszcze na nie wpływać to niedaleka do poczucia sprawczości z którą coraz więcej osób ma problemy, a to ostatecznie negatywnie odbija się na zdrowiu psychicznym.
Jeśli Wasz wniosek to „czyli w sumie to ktoś zebrał stare narzędzia w garażu i go otworzył” to niestety jesteście w błędzie. Poza tym, że typowy właściciel takiego garażu raczej nie przywiązuje uwagi do historii tylko do użyteczności danego narzędzia („szlag, widziałem ten klucz 10 razy, a jak teraz potrzebuję to go nie ma”) to nie patrzy na narzędzia tak szeroko jak pasjonat. Dodatkowo warsztat często lubi kurz, smar i inne efekty ciemniejszej barwy. Tymczasem jak już wiemy z wcześniejszych akapitów – Pan Arek lubi dbałość o detale. Nie ma tam miejsca na fuszerkę, każdy przedmiot na ekspozycji jest starannie odrestaurowany i gotowy na wizytę turystów nawet z gatunku tych, którzy boją się ubrudzić. Czy to sprawia, że miejsce traci realizm? Nie, bo to tak jak patrzeć na tort w cukierni – oko cieszy, a przecież każdy z nas doskonale wie, że raczej kuchnia wymagała co najmniej przetarcia po jego przygotowaniu.
Podsumowanie
Podsumowując – Poznań dostał w prezencie nowe muzeum. Muzeum nie wsparte grantami turystycznymi tylko wizją jednego człowieka. Wizją dopieszczoną w szczegóły o których wielu muzealników nawet nie pomyśli, ale po tym można poznać też specjalistów praktycznych. Oni nie akceptują odstępstw jakości, a ta jest widoczna na każdym kroku. Nie ma tam żadnego „jakoś tak działa” tylko jest proces i konkret. Jest długofalowy, konsekwentnie realizowany czyn, który po wielu miesiącach, a czasem dopiero latach nabiera kształtów, które pozwalają autorowi wizji spojrzeć na swoje dokonanie i w końcu powiedzieć „Cholera, warto było”. A niestety w świecie codziennych dopaminowych witaminek coraz trudniej znaleźć takie osoby. Co nie znaczy, że nie warto ich szukać, bo właśnie tak znajduje się turystyczne perełki.
I właśnie tym może być dla turystów GASPAR Muzeum Narzędzi – nie tylko miejscem w którym można popatrzeć na odrestaurowane i pieczołowicie równo ułożone narzędzia, ale miejscem inspiracji do tego, że warto naprawiać, warto realizować rzeczy bardziej skomplikowane, warto tworzyć narzędzia, które ułatwią nam osiąganie celów, a nie tylko ich podziwianie.