Góry na weekend – Beskid Śląski

Weekendowe wypady w góry to jeden z projektów, które zapoczątkowałem w męskim gronie wiele lat temu. W tych pomysłach chodzi przede wszystkim o spędzenie czasu na górskich szlakach. Ograczeni jedynie czasem dojazdu oraz zmierzchu pokonujemy znacznie dłuższe odległości niż „rodzinne, lekkie wyjścia”, ale cały czas takie wyprawy mogą zwrócić Waszą uwagę na miejsca w których bywamy – nawet jeśli finalnie nie skorzystacie z pomysłów samych tras jeden do jednego.

Zachodnie góry w zasadzie zaliczyliśmy już całe, byliśmy praktycznie wszędzie stąd tym razem na cel obraliśmy coś bardziej na wschód, gdzie droga S5 do Wrocławia nie przyspieszy naszego dojazdu. Beskid Śląski 2022. Okolice Szczyrku, Wisły są znane każdemu z miłośników zimowego sezonu, a nas tam jeszcze nie było. Czy trafimy na masy? Czy może ludzi będzie niewiele? Zapraszam do lektury.

Dzień 1

Dojazd / Parking / Nocleg

Plan zakładał dojazd do Brenna, pozostawienie auta i nocleg w Bystrej. Teoretycznie można zjeść obiadokolację w Bystrej, ale warto mieć w plecaku trochę więcej jedzenia – szczegóły nieco dalej. Dojazd z Poznania zajmuje nieco ponad 5 godzin (jadąc z pominięciem dróg płatnych – moim zdaniem nie warto dla 15min zysku wydłużać trasy i płacić więcej). Wyjeżdżaliśmy o 05:00 z Poznania.

Auto teoretycznie można zostawić na jednym z publicznych parkingów miasteczka Brenna, ale osobiście preferuję ogrodzone miejsca za drobną opłatą. W tym zakresie polecam bardzo niezwykle pomocnych Państwa z Pokoje Gościnne Brenna. Nocleg za to udało się znaleźć w CaroHaus Bystra. Uprzejmość właściciela, Pana Jana, prywatna łazienka i wygodne łóżka (zresztą po dniu na szlaku wszystko jest wygodne) sprawiają, że na pewno będzie to punkt na kiedyś. Aczkolwiek widać nieco niemiecką grupę docelową – gry planszowe, instrukcja do hasła WiFi są w języku niemieckim. Koniecznie jednak należy zauwazyć, że byliśmy w obiekcie sami, żadnych innych gości. Aż ciekawe, bo akurat wtedy niektóre województwa zaczynały ferie zimowe.

Szlak

Dojazd o 10:30 i widmo zwroku po godzinie 16stej sprawił, że czasu na szlak było nieco mniej niż zwykle. Stąd plan zakładał spacer na 5,5 godzin (czasy „letnie”) – nieco ponad 15 kilometrów. Finalnie udało nam się zrobić 17 kilometrów ponieważ na pewnym etapie stwierdziliśmy, że czas mamy zbyt dobry, by już kierować się do miasteczka. Pamiętajcie jednak, by nie przeszacować swoich możliwości!

Obie wersje map możecie pobrać poniżej:

Zaczynamy czarnym szlakiem, który dosłownie zaczyna się w miejscu gdzie zostawiliśmy auto. Dociera on do zielonego szlaku, który bedzie stanowił główną część podejścia. Bez pośpiechu, bez przesadnego nachylenia moim zdaniem. Ludzi spotykamy niewiele, a śnieg pojawia się dość szybko. Warto mieć raczki / nakładki na buty, bo możliwe są oblodzenia. Po jakimś czasie szlak zielony połączy się ze szlakiem czerwonym, a my przejdziemy koło Rancza Błatnia. To prywatne gospodarstwo agroturystyczne przypominające nieco klimat schroniska. Nie jesteśmy jednak kompletnie zmęczeni – maszerujemy dalej. Zresztą lada moment docieramy do klasycznego schroniska – PTTK Na Błatniej gdzie spotykamy kilkanaście osób. W tym miejscu zmieniamy kolor szlaku na żółty – wybierzcież ten żółty odchodzący w prawo patrząc od strony budynku schroniska! Tutaj równiez nie wchodziliśmy do środka – wystarczyła przekąska z plecaka przy stolikach na zewnątrz obiektu.

Szlak żółty prowadzi w kierunku ważnego szczytu – Klimczok – i w zasadzie regularnie mówimy komuś „Cześć”. Nie są to może tłumy, ale w pierwszy weekend ferii zdarzyło się równiez kilka grup średnio rozgarniętych nastolatków. Idzie się jednak całkiem dobrze. Następnie przed podejściem na Klimczok mamy wybór – skorzystać z żółtego szlaku i wejścia na szczyt lub czarnego szlaku jako skrótu z pominięciem szczytu. Jakoś tak wyszło, że wybraliśmy drugą opcję – nazajutrz i tak będziemy z drugiej strony szczytu, a widoków będzie zanadto. Jeśli jednak czasowo nie stoicie źle to myślę, że warto.

Czy poszliście czarnym szlakiem, czy żółtym na szczyt – kontynuujecie spacer żółtym szlakiem w kierunku schroniska Szyndzielnia. To nazwa, która była mi znana pomimo, że jeszcze tam nie byłem. W końcu weszliśmy do środka, by przyjąć dawkę grzańca i chwilę odpocząć. Co mogę powiedzieć o tym miejscu? Kwintesencja popularności gór. Duży budynek, z pewnością „z historią”. Aktualnie to jednak masy ludzi, którzy dotarli kolejką, o stolik bardzo trudno. Mimo wszystko udało nam się jeden przejąć. Kiedy jednak odebraliśmy tackę z naszym zamówieniem i grzanym winem w szklankach do… whiskey to resztki górskiego klimatu wyparowały momentalnie. Także – nie polecam jako miejsce ducha gór. To po prostu wysoko położona knajpa jako atrakcja sama w sobie, a nie schronisko górskie.

Pomimo zatrzymania na grzańca czas mieliśmy bardzo dobry stąd podjęliśmy decyzję, by iść dłuższą drogą. Czy warto było? I tak, i nie. Dłuższa droga sprawiła, że musieliśmy niejako wracać, by dojść do miejsca noclegu. Dla 80-90% grup lepszym wyjściem będzie krótsza droga.

Gdzie zjeść w Bystrej?

W Bystrej miałem zapisaną knajpę „Zajazd pod Źródłem„. Dobre opinie z internetu potwierdził właściciel miejsca gdzie spaliśmy – zwrócił szczególną uwagę na dobre burgery. A zatem – odpoczynek po górskich wojażach, drzemka i spacer do Zajazdu. Czynny wg Internetu do 20stej, ale warto mieć na uwadze, że mogą zamykać wcześniej.

Co zastaliśmy na miejscu? Pomimo soboty, górskiego miasteczka, knajpa była prawie pusta. Ceny – mogłyby być niższe. Ale żurek, który kolega zamówił okazał się być dobry i z nadzieją oczekiwaliśmy na burgery. Te przyszły i… no nie. To nie sa burgery do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Ogromna ilość majonezu wyglądało ciężko, a smakowała dziwnie. Dość standardowe dodatki, ale najważniejsze było mięso. I z tą konsystencją mięsa coś było nie tak. Kojarzy mi się ze źle przygotowanym mięsem Angus. Także – nie polecam ponownej wizyty tamże.

Dzień 2

Szlak

Jak wspominałem na początku – celem takich wypadów jest spędzenie czasu na szlaku. Stąd trochę przekombinowałem z pomysłem szlaków na drugi dzień. Dzielę się jednak z Wami najlepszymi opcjami po sprawdzeniu innych, dłuższych. Również jako dwie opcje – różniące się jedynie końcówką.

Mapy do pobrania:

Zważając na długie trasy i zmrok po 16stej, wychodzimy najpóźniej o 09:00. Zaczynamy czerwonym szlakiem z centrum Bystrej. Patrzcie uważnie na początku szlaku, bo łatwo zgubić kolor! Pomimo długości szlaku nie ma się co spieszyć – szlak czerwony to w sporej części podejście więc jakiekolwiek zrywy powrócą później w postaci zwielokrotnionego zmęczenia. Małymi krokami ku górze i w końcu wyjdziemy na bardziej płaski fragment, który doprowadzi nas do schroniska PTTK Klimczok. Ten płaski fragment będzie zresztą bogaty w krajobrazy na pozostałe szczyty Beskidu Śląskiego oraz Szczyrk. Jeśli widoczność Wam dopisze z pewnością Wam się spodoba ten fragment.

Schronisko PTTK Klimczok pomimo, że nie ma kolejki wspierającej jest mocno oblegane przez turystów ze Szczyrku podchodzących najkrótszym szlakiem. W środku niestety widok jeszcze gorszy niż w PTTK Szyndzielnia. Kolejka na kilkanaście osób, żadnego wolnego stolika – generalnie nieciekawie. Nie udało nam się zakupić grzańca więc pomaszerowaliśmy dalej odbijając w lewo czerwonym szlakiem tuż przed podejściem na Klimczok.

Szlak prowadził nas w dół więc dla bezpieczeństwa przydały się nakładki na buty stabilizujące stopę na lodzie. Niestety później było sporo kamieni i wspólnie podsumowaliśmy to zejście jako dość irytujące. Zdecydowanie lepiej było jak minęliśmy schronisko Chata Wuja Toma i ponownie czerwony szlak poprowadził nas w górę. Podejście jednak nie było na tyle długie, by nas zmęczyć, a potem zaczął się bardzo przyjemny fragment – ludzi niewiele, przewyższeń stosunkowo niewiele więc marsz był naprawdę przyjemny. Po jakimś czasie dotarliśmy na szczyt Kotarz gdzie w sezonie (letnim zapewne) jest chyba czynny Piknik Bar. Tego dnia na szczycie spotkaliśmy tylko drugą grupę turystów i nikogo więcej.

W tym miejscu, siedząc w namiocie zbudowanym z drewna należy sobie odpowiedzieć na pytanie czy wolicie schodzić czy macie jeszcze siły i czas przed zmrokiem na dłuższą trasę. Pierwsza opcja oznacza jeszcze kawałek szlaku czerwonego, a potem niebieski w prawo. My byliśmy jednak ambitni i  wybraliśmy drugą opcję – czerwony szlak nieco dłużej i czarny w prawo – przez co mogliśmy jeszcze zahaczyć o wieżę widokową położoną na czarnym szlaku. Zmrok jednak zapadał, a komfort takiego znacznie spada zatem nie przeceniajcie swoich możliwości! Szlak czarny doprowadzi nas do zielonego, który zejdzie już bezpośrednio do miasteczka Brenna i doprowadzi nas do centrum.

Gdzie zjeść w Brennej?

Cały dzień na szlaku sprawił, że do auta dotarliśmy kiedy głód zaczynał dawać o sobie znać. Co by tu jednak wybrać? Brenna to popularne miejsce, jest trochę knajp, ale przecież ta wczorajsza też miała dobre oceny. Niedaleko jest Skoczów – może tam? Wybór padł na Dziki Szynk – parę minut jazdy od miejsca parkingu. Burgerów mieliśmy dość, a mięso z dzika czy jelenia brzmiało ciekawie. Zastanawiały jednak niskie ceny. Czy skrywały coś niepokojącego?

Okazało się, że nie! Dziki Szynk okazał się być knajpą idealną. Przytulnie urządzony budynek, sporej wielkości porcje, a do tego smaki po które rzeczywiście warto wrócić. Dodajmy do tego rachunek niższy niż dzień wcześniej. Pomimo początkowych obaw miejsce zdecydowaniem polecam!

Podsumowanie

Góry na weekend moga się wydawać jedynie namiastką przygody. Ale polecam spróbować – nie ma lepszego resetu niż spędzenie dnia na szlaku z ludźmi z którymi czujesz się dobrze. A Beskid Śląski pokazał, że jest dostępny na weekend również dla Wielkopolski. Pewnie kiedyś jak S11 zostanie wybudowane spopularyzuje się jeszcze bardziej, ale już teraz można go rozważyć. Zwłaszcza, że wspomniana trasa to zaledwie wycinek możliwości tego masywu górskiego.

Dodaj komentarz