Nowa lokalna atrakcja pojawiła się parę miesięcy temu na mapie Poznania. Praktycznie w ścisłym centrum znajduje się nowe muzeum. Ale to nie byle jakie! To ten typ atrakcji, który lubię – bez wieloakapitowych książek do czytania na ścianach, ściśle związany z miejscem gdzie się znajduje, a do tego oferujący nie tylko luźne oprowadzenie przewodnika, ale również mini warsztat. Ale zacznijmy od początku…
Muzeum pojawiło się na listach „Do zobaczenia” już jakiś czas temu, ale terminarz publikacji miałem raczej wypełniony, a i przeprowadzka do nowego miejsca trochę czasu pochłaniały. Zresztą – nie chciałem iść od razu po otwarciu – wolę zwiedzać miejsca w mniejszym gronie, bez hurraoptymizmu. I tak nadeszła pewna grudniowa niedziela. I chociaż pierwotnie planowałem iść po świętach (spodziewałem się wszędobylskich świątecznych akcentów, a przecież recenzje staram się pisać uniwersalne bez względu na porę roku) to postanowiłem się wybrać z dziewczyną na ulicę Wroniecką (a w zasadzie to Mokrą, bo od niej jest wejście). Nie trzeba się z reguły umawiać, oprowadzenie trwa około godzinę i zaczyna się o pełnych. – to tyle co musicie wiedzieć jeśli planujecie wizytę.
Wita nas uprzejma i profesjonalna pani ubrana w charakterystyczną ludową spódnicę. Ten kolorowy element bardzo się wybija na tle nowoczesnego wyglądu muzeum za drzwiami ulicy, ale to ma sens – to zapowiedź tego co zobaczymy później. Po zakupie biletów, zawieszeniu kurtek na wieszaku schodzimy niżej do poczekalni / miejsce na warsztat gdzie mamy zaczekać na przewodnika, gdy zakończy wycieczkę poprzedniej grupy.
Przede wszystkim zaskakuje nas wystrój. Czerwona cegła bardzo dobrze nadaje się do tła opowieści o historiach ziemniaka, zresztą lubię cegłę więc estetycznie w to mi graj! Mijamy jedyny świąteczny dodatek ze względu na okres kiedy jesteśmy – to przykład tradycyjnie zastawionego wielkopolskiego stołu na Wigilię. Na szczęście bez komercji, bez sztucznego czerwonego pana, bez święcących lampek z targowiska – prosto i zgodnie ze sztuką. Siedząc przy warsztatowych stolikach pani zachęca do przygotowania własnego ziemniaka wykorzystując dostępne tam przyprawy. To drobnostka, ale jakże przyjemna i jak się okaże na koniec – jeszcze do nas wróci!
Pan przewodnik doskonale wpasowany stylistycznie do czasów i tematu muzeum (nie, nie jest w worku po ziemniakach) zabiera nas na spacer. Kilka pomieszczeń, mniejszych, większych. Podczas wędrówki opowiada o pochodzeniu tego niezwykle ważnego dla wielu warzywa. To akurat nic, ale jak dochodzimy do różnych odmian to się okazuje, że pyra pyrze nierówna i w zasadzie to przyznaje się bez bicia – o pyrach wiedziałem niewiele. Możemy nie tylko o nich posłuchać, ale parę odmian będziemy mogli wziąć do ręki i zbadać organoleptycznie – zdecydowanie na plus.
Po ogólnych informacjach przejdziemy do polskiej historii ziemniaka. Posłuchamy kilka legend o tym jak się znalazł w Polsce z drugiego końca świata, zobaczymy archiwalne zdjęcia i dowiemy się jak rola warzywa w skali przemysłowej zmieniała się na przestrzeni lat. Dla dzieci jest jeszcze mała atrakcja w postaci małego poletka. Prawie na sam koniec wycieczki w podziemiach staniemy przed Nim – samym Królem Pyrą.
Na sam koniec jeszcze dowiemy się o największym wrogu naszego ciekawego warzywa oraz zobaczymy pełne zestawienie dań z wielu krajów. A ile Wy z nich znacie i ile jedliście? Dziękując panu przewodnikowi, który zabiera się już za kolejną grupę (a właśnie, czy wspomniałem, że w mojej grupie byłem tylko moja dziewczyna i ja? :D) udajemy się na górę by założyć kurtki, podziękować pani, pochwalić za organizację otrzymujemy – własną, upieczoną, przygotowaną na miniwarsztatach na początku pyrkę w mundurku i takich przyprawach jakich dobraliśmy. Moja smakowała świetnie, a Wasza?
Podsumowanie
Muzeum Pyry jest doskonałą wizytówką miasta Poznania. Idealnie wpisuje się w lokalną historię, miejsce w ścisłym centrum świetnie nadaje się na odwiedziny – myślę, że jeśli dobrze pójdzie to za kilka lat może być niczym Muzeum Rogalowe – oblegane, do którego będą ustawiać się kolejki i wspierające lokalne legendy. Zdecydowanie warto odwiedzić.
Ceny biletów to normalny 18PLN, a ulgowy 16PLN, ale warto wiedzieć, że Groupon w chwili obecnej sprzedaje wejściówki za 11PLN – nie trzeba się umawiać, ot zamiast zakupu biletów pokazuje się Groupon w telefonie, działa bardzo dobrze.