Wpis należy do serii „Góry na weekend„, gdzie zbieram sprawdzone pomysły na weekendowy wypad na południe kraju z rodzinnego Poznania. Plan jest prosty: dojazd, szlak, nocleg w klimatycznym miejscu, szlak, powrót do Wielkopolski – idealny plan na dwa dni.
Początek listopada ’18 zaskoczył nas nad wyraz dobrą pogodą. Na początku było ciepło, około 10 stopni, w nocy brak przymrozków, a lada chwila nadchodził czas regularnego jesiennego wypadu w góry, który choć jesienny to do tej pory był i tak bogaty w śnieg w górach. Zastanawiałem się czy będzie ta sama frajda jeśli śniegu zabraknie.
Organizacja
Tak oto zaplanowałem zapoznanie się z Górami Izerskimi w których teoretycznie już byliśmy (wpis Świeradów Zdrój na 4 dni – rower i nie tylko), ale wtedy bardziej rowerowo i zaledwie jeden dzień spędziliśmy na spacerze. Udało mi się zaplanować drogę, która w bardzo niewielkim stopniu pokrywała się z tamtym spacerem, a jednocześnie pozwalała poznać najważniejsze zakątki lokalnych gór wraz z noclegiem w schronisku, które twierdzi, że aktualne oczekiwania noclegu nawet w górach są nieco wyższe niż klasyczne „schroniskowe”.
Nocleg rezerwujemy w Stacji Turystycznej Orle, ale zalecam dopłacić do noclegu w budynku Hotelik. Temperatura w porządku, woda pod prysznicem letnia czyli dla ciała nieco chłodna (akceptowalna jednak na taką przygodę), ale opinie warunków w Strażnicy nie są zbyt pozytywne. Generalnie jak się naczytacie opinii o ST Orle to zapali się Wam lampka ostrzegawcza i nawet ja zastanawiałem się czy nie zejść do Jakuszyc. Finalnie jednak stanęło na „Trzeba to osobiście sprawdzić”. I sprawdziliśmy. Bufet w porządku, za 20PLN uda nam się zjeść w miarę wystarczającą obiadokolację, mały wybór piwa, ale w znośnych cenach przyda się na wieczór, a i do tego mamy kominek w sali bufetu (w opiniach pojawia się wątek zadymienia bufetu – nie doświadczyłem) oraz można skorzystać z sauny dla chętnych za 15PLN/os.
Dojazd
Wyjazd najlepiej planować o 05:30 z Poznania, by do Novego Mesta pod Smrkiem w Czechach dotrzeć najpóźniej o 10tej. Nawigacja podpowiadała różne drogi, ale moim zdaniem najbardziej ekonomiczne jest unikanie opłat – ewentualny zysk przy użyciu wschodniej (od Poznania) części A2 sprawi, że zyskamy jakieś 20min, a nadrobimy 50km w jedną stronę zamiast jechać przez Nową Sól. Autko zostawiamy na terenie JCamp – dużego ośrodka mieszczącego się przy zaplanowanym szlaku – dogadaliśmy się z nimi przez Facebook’a w języku angielskim, natomiast na miejscu już polski język wystarczył. Możliwa jest mała opłata za parking -> zapytajmy koniecznie z uprzejmości czy zostawienie auta na weekend coś będzie kosztować.
Dzień pierwszy
Dzień 1, którego opis znajdziecie TUTAJ, wiedzie czeską stroną Gór Izerskich i nie jest zbyt skomplikowany: kilka niezbyt długich podejść, szerokie drogi na dużej części szlaku – generalnie szlak przyjemny na dzień w górach, ale wybierając się pod koniec roku pamiętajmy o wcześnie zachodzącym słońcu, w listopadzie jest to około 16stej! Po drodze będziemy mijać wiele tras rowerowych nazywanych Single Trackami, uważajmy więc na skrzyżowaniach! Niestety nie trafiliśmy tym razem z pogodą pomimo bajkowych zdjęć sprzed zaledwie 3 dni wcześniej – zastaliśmy śladowe tylko ilości śniegu i choć kilka śnieżek udało się ulepić to łatwość szlaku pozwoliły narzucić wysokie tempo. A warto dodać, że wyjazd z Poznania nieco nam się opóźnił się więc było co nadrabiać, by na koniec dotrzeć do całkiem ładnego mostu przez rzekę Izerkę będącym jednocześnie granicą polsko-czeską. Za nim pozostał już tylko kilometr do Stacji Orle – połowa podejście, połowa to równy teren. Na miejscu najpierw zakwaterowanie, a chwilę później wizyta w bufecie, by zjeść pyzy z mięsem, krokiety czy kiełbasę. Menu nie jest przesadnie bogate, ale wystarczające, a jajecznica za 5PLN jest całkiem niezłym pomysłem na śniadanie. Zważając na fakt, że na 19stą ktoś miał saunę na wyłączność to był pomysł wizyty tamże po 20stej to jednak, gdy po grzańcu i piwach wróciliśmy do pokoju… łóżka skutecznie nas przekonały do tego, że to jest właśnie to co najbardziej potrzebujemy tego dnia po tym wielogodzinnym, 27-kilometrowym marszu… O 22 poszliśmy spać z budzikiem ustawionym na 8:00.
Dzień drugi
Budzik jednak nie zdążył zadzwonić i w zasadzie o 08:00 już przygotowaliśmy śniadanie w dostępnej kuchni na parterze Hoteliku, by o 08:30 wyjść na szlak w kierunku Chatki Górzystów, a szczegóły trasy tego dnia znajdziecie TUTAJ. Trasa tego dnia zaczyna się lekko, by po Chatce Górzystów (podobno bardzo dobre miejsce na śniadanie, ale moim zdaniem grzaniec wina akurat bardziej intensywny był w Stacji Orle), zacząć wznosić się leniwie ku górze szeroką drogą. Na szczęście to tylko kawałek szlaku niebieskiego, a czerwony już wraca na nieutwardzoną nawierzchnię, którą idzie się zdecydowanie przyjemniej. Przy aktualnej wtedy mgle niewiele jednak było widać, by w końcu dotrzeć do szlaku zielonego i wieży widokowej przy Smrku, a pomimo tego, że dzień był w miarę ciepły (ok. 3 stopni) to zielony szlak oraz wieża były ubrane na biało – choć tylko z jednej strony. Będąc na wieży jeszcze trafiliśmy na chwilę gdy jedna mgła przeszła, a druga nie zdążyła nadejść i w ciągu 30 sekund zobaczyliśmy kilka miasteczek po sobie na odległości kilkudziesięciu kilometrów, warto tam na chwilę zostać. Zwłaszcza, że można wejść do środka i przy dwóch stolikach coś przegryźć lub wpisać się do Księgi Gości. Po zdobyciu szczytu kierujemy się dalej niebieskim szlakiem, by potem zmienić go na zielony unikając powtarzania fragmentu szlaku – przez prawie cały ten okres mamy zejście w dół bogate w kamienie na których łatwo się poślizgnąć więc pośpiech niewskazany, by zielonym zwieńczeniem leśną drogą dotrzeć w końcu do asfaltowej drogi przy punkcie U Spalene hospody i po paru minutach znaleźć się ponownie w JCamp. 18km za nami, a jeszcze nie doszło 14sta!
Z uwagi na wczesną porę wybraliśmy się więc do niedalekiego Zamku Czocha na zwiedzanie, które kosztuje 20PLN za bilet normalny, trwa godzinę i nie trzeba robić żadnej rezerwacji choć szczęście sie przyda, bo na pewno będzie lepiej jak trafimy na mniejszą grupę. A mała grupa się przyda, bo przewodnicy wykorzystują akustykę i nie wspomagają się jakimś sprzętem audio. Zamek z pewnością zachwyci każdego kto lubi takie budowle, przygotowana trasa jest całkiem interesująca i zwieńczona wejściem na wieżyczkę i tutaj właśnie przydaje się mała grupa – pomimo tego, że nasza grupa nie była duża to z uwagi na ograniczone miejsce na wieży wchodziliśmy tam w dwóch turach. Moim zdaniem najciekawsze jednak są sekretne przejście wykorzystane właśnie w trasie turystycznej, to element zapadający w pamięć.
Warto wspomnieć, że zwiedzanie za 20PLN/os. obejmuje zwiedzanie z przewodnikiem wewnątrz zamku. Prócz tego jednak znajdziemy tam restaurację, kawiarnię, 3-gwiazdkowy hotel oraz tańsze bilety na częściowe zwiedzanie na zewnątrz bez przewodnika.
Zrobiła się jednak 16sta, powoli trzeba rozejrzeć się za jedzeniem. Nie licząc wspomnianej gastronomii w samym Zamku, niedaleko jest Zielony Piec, który ma bardzo dobre opinie. My jednak mieliśmy ochotę na pizzę więc w miejscowości po drodze o nazwie Lubań trafiliśmy na podobnie brzmiący Stary Piec gdzie mamy do wyboru kilkanaście opcji włoskiego przysmaku oraz naleśniki wytrawne. Całośc wygląda stylowo, miejsce parkingowe powinniśmy znaleźć na pobliskim ryneczku, a jakość pizzy jest na bardzo dobrym poziomie. Nie pozostało nam więc nic innego jak powrót do domu…
Koszty
Klasycznie koszty za górski wypad na weekend oscylują w okolicach 200PLN/os. choć warto zauważyć, że jechaliśmy w trzy osoby. W wypadku czwatej koszt paliwa, by nieco spadł.
Przy tej podróży warto pomyśleć o ubezpieczeniu w Czechach, które już za 15-20PLN/os. sprawi, że nie będziemy musieli się przesadnie obawiać finansowo o różne przypadki. Osobiście zakupiłem wtedy ubezpieczenie przy wykorzystaniu Rankomat – Ubezpieczenie Turystyczne.
Podsumowanie
Góry Izerskie na weekend to dobry sposób na powrót do górskich weekendów. Dość lekki teren sprawi, że nie trzeba mieć super formy, ale 4-godzinny dojazd do miejsca wyjścia i dość długa trasa pierwszego dnia może sprawić, że czasu będzie mało. Pomysł wydaje się być jednak idealny na luty kiedy to słońce gości na niebie ponad godzinę dłużej oraz prawdopodobnie zobaczymy w Górach Izerskich masę śniegu tak jak jest to w chwili obecnej.