Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu

Nieco ponad 4 miesiące temu, na terenie dawnych koszar swoje zasoby udostępniło w odświeżonej formie Muzeum Broni Pancernej. Postanowiłem się wybrać tamże jak zwykle po tym jak opadły emocje z otwarciem, w pewną sobotę lutego, bo co należy wiedzieć – w niedzielę oraz poniedziałki muzeum jest nieczynne. Nawigacja ustawiona.

Dojazd nie sprawia najmniejszego problemu. Małą zagwozdką jednak pozostaje wjazd na parking do którego nie ma za bardzo drogowskazów i jeśli się nie wie gdzie jest brama to jedzie się niepewnie zwłaszcza, że stan tej drogi trochę się różni od naprawdę bardzo estestycznego frontu budynku, który zobaczymy najpierw. Nie przedłużając – by dotrzeć do parkingu skręcamy w prawo za budynkiem z literami „MUZEUM BRONI PANCERNEJ”, jedziemy do końca, skręcamy w prawo i 50m dalej mamy bramę po prawej stronie gdzie możemy bez obaw pozostawić auto bez opłat.

Zabieramy co trzeba czyli przede wszystkim portfel, aparat i ciekawość i udajemy się do kasy, by zakupić bilet. Pierwsze wrażenie – bardzo ładne, czyste, estetyczne muzeum. Gdzie do choinki są ludzie? Pomimo dość ładnej soboty jak na tę porę roku tłumów brak , kolejki do kasy żadnej – za 20PLN stałem się posiadaczem karty wstępu, która uprawnia mnie do wejścia za bramki, bo dopiero za nimi stoją hale oznaczone literami A, B, C i D zgodnie z kolejnością zwiedzania.

Ale nie tak szybko, bo zanim przejdziemy przez wspomniane bramki, mamy po wyjściu z budynku kas naprawdę ładny zestaw kolejowy przed nami. Można podejść, poczytać trochę parowozie, którego historia będzie starsza od niejednego odwiedzającego, zrobić zdjęcia – taka pełna wersja tego co mogłoby stać w Parku Rataje jeśli wandalizm, by nie istniał… Generalnie dziesiątki lat wstecz to hasło przewodnie całego zbioru, bo wiele z eksponatów  jest historycznych, autentycznych, a wiele z nich jest nielicznych nawet w skali świata. Ta oryginalność z pewnością będzie gratką dla fanów militariów, ale dla każdego coś się znajdzie.

Dla młodszych zwiedzających, prócz samego ogromu wielkości wehikułów, muzeum przygotowało dwa stanowiska z goglami rozszerzonej rzeczywistości gdzie możemy poczuć się jak załoga czołgu i przetestować swoją spostrzegawczość. Pewnie inaczej będzie od tego czasu rozumieli stary, suchy kawał o tym jak to okularnicy trafiali do jednostek czołgowych.

Dla fanów filmów też coś się znajdzie. Pomijając taką oczywistość, że wiele z jednostek odpala od strzała to w halach znajdziemy aktorów. Doskonale znanym będzie Rudy 102, a dokładnie wersja, która pozwalała kręcić ujęcia w środku czołgu z wycięciami w kadłubie dla kamer. Przy okazji warto poświęcić chwilę na lekturę i dowiedzieć się, że w zasadzie tytuł serialu powinien brzmieć „Pięciu pancernych i pies”. Sprawdźcie koniecznie ten tekst. Dla tych którzy wiedzą filmową mają trochę bardziej aktualną, ciekawostką będzie wykorzystanie trzech pojazdów w filmie Most Szpiegów. Natomiast niebanalne będzie zobaczenie dwóch podpisów na wieży czołgu – Stevena Spielberga oraz uznanego operatora filmowego Janusza Kamińskiego. Tego się nie spodziewaliście, prawda?

Trafimy też na świetne wykorzystanie prawdziwego czołgu oraz projektora – zobaczymy jak zmieniał barwy, gdzie ma silnik, co było do niego przyczepiane i parę innych ciekawostek – takie rysowanie przez projektor zawsze bardzo mi się podoba ponieważ jest bardziej precyzyjne niż sam fachowy opis zwłaszcza dla laików wszak nie każdy czołgiem jeździł.

Na koniec trafimy do hali w której zobaczymy aktualne pancerne jednostki. Zaskoczeniem były również auta cywilne – w tym opancerzony biały land cruiser, który swoje przeszedł – zobaczcie co ma na tylnej szybie, a następnie poczytajcie gdzie to się stało. Następnie wprawne oko zauważy mały, niepozorny wehikuł. Opancerzenia w nim brak więc co może tam robić?

Ja to już wiem, ale to dzięki obsłudze. Panowie, prawdziwi pasjonaci, są dostępni w każdej hali i wiedzą dzielą się naturalnie. Bez żadnego sztucznego muzealnego recytowania definicji z pamięci, ot luźna rozmowa, która równie dobrze mogłaby się odbyć przy ognisku. Jedni bardziej skorzy do dzielenia się ciekawostkami zagadują, inni nieco mniej, ale żadnemu nie można odmówić zaangażowania, wiedzy, pasji i tego, że dokładają swoją pozytywną cegiełkę do całego obrazu muzeum.

Dotarłem tam chwilę po 11stej. Z ostatniej hali wychodziłem blisko półtora godziny później. Leniwym krokiem podążąłem do każdego pojazdu, zajmując się krótką lekturą o nich i przysłuchując się opowiadaniom obsługi muzeum. Klikałem też i czytałem trochę na ekranach dotykowych, których jest wiele. Oglądałem filmy na większych ekranach o najbardziej charakterystycznych pojazdach muzeum. I jeszcze robiłem zdjęcia.

Jeśli ktoś opadł z sił to w budynku kas jest kawiarnia. Osobiście nie testowałem, ale to sprawia, że miejsce jest kompletne. Idealnie się nadaje na wizytę, jest kolejną z ciekawych, nowych i dobrze zrobionych atrakcji. Byleby tylko pasja tych ludzi co przedstawiają to wszystko się utrzymała w ferworze pogoni za turystami.

Zdecydowanie polecam!

Podsumowanie

Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu stanowi świetny pomysł na wizytę dla każdego zainteresowanego militariami, ale jak wspomniałem w tekście wyżej inni też powinni znaleźć ciekawostki dla siebie. Jednocześnie co warto zauważyć nie popada w samouwielbienie – motto widoczne przy zakupie biletu powinno być jasne i zapamiętane przez każdego, kto odwiedza to miejsce.

Dodaj komentarz